Próba ognia

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Ogórki


Mniej więcej w czerwcu zaczyna się ten okres czasu, kiedy czuję się pracownikiem niekreatywnym, pracownikiem osieroconym i pracownikiem nieszczęśliwym. Dlaczego? A dlatego, że po półroczu pomykania od jednego projektu do drugiego nadchodzi ten moment, kiedy rączy galop mogę zamienić na świński trucht, kiedy Empik przestaje śnić mi się po nocach i kiedy mogę oddać się w spokoju ducha kanałowemu leczeniu zęba. Krótko mówiąc – wakacje są sezonem ogórkowym, wydaje się mniej, zbiera siły na jesień i przegląda te wszystkie książki, których wcześniej nie miało się czasu przejrzeć. Brzmi fantastycznie i pewnie jest fantastyczne dla ludzi normalnych, ludzi, którzy pracują od dziewiątej do siedemnastej z przerwami na kawę albo (niepedagogiczne) papierosa. Jesień zeszłego roku i wczesna wiosna tegoż upłynęły pod znakiem kolejnych pomysłów. W maju były targi, więc roboty było sporo. Był wielki konkurs ze „Zwiadowcami” (tak, zeskanuję coś wreszcie i odeślę, co miałam odesłać), był projekt Maciej Orłoś & Henryk Sawka, było dużo do ogarnięcia. A im więcej jest do ogarnięcia, tym więcej jestem w stanie ogarnąć.

Teraz zaczynają się ogóry, a jak zaczną się ogóry, sama jestem jak ogórek. Kwaszony i skwaszony ;-)

Ostatnie pamiętne i interesujące nadzwyczaj wydarzenie miało miejsce poprzedniej niedzieli, kiedy to odbywały się w Krakowie targi książek dla dzieci. Jako iż książek dla dzieci nie posiadamy zbyt wiele, to nikt się nie wystawiał :) Aaaaaale... Wystawiał się Czas Dzieci, taki portal, patron medialny książki „Kuba i Mela”. I na evencie zorganizowanym przez tenże portal gościem był pan Maciej Orłoś. Event w Krakowie, ktoś z wydawnictwa by się przydał, wsiadłyśmy więc z A-szefową w pociąg i pojechałyśmy. 2,5 godziny w jedną stronę, niedziela, przytomne byłyśmy umiarkowanie, pochrapywałyśmy sobie w wagonie, zbrojne w bilety powrotne i przekonanie, że coś jest nie do końca halo... Było halo, było bardzo sympatycznie, bo i impreza zacna. Samo wydarzenie – godne zapamiętania: WIELKIE CHRUPANIE KSIĄŻEK. Łapiecie? Chrupanie. Dosłowne. Zarówno dzieci, jak i dorośli chrupali książki, tfu – chrupali WAFLE. Takie wielkie, tortowe. Wychrupywali z nich postaci książkowe, syfiąc niemożebnie dookoła i znakomicie się bawiąc. Tuszę, iż również Pan Orłoś bawił się znakomicie ;-) My byłyśmy nazbyt półprzytomne, by wychrupać cokolwiek – siedziałyśmy na stołkach niedaleko, otwierałyśmy oczy ze zdumienia i podziwiałyśmy kreatywność osób, które wydarzenie wymyśliły.

Jakiego bohatera wychrupalibyście z wafla? :>

Nie do końca halo była godzina na bilecie powrotnym. Po imprezie, miłej rozmowie z Panem Maciejem, dziewczynami z Czasu Dzieci i przedstawicielką magazynu GAGA uznałyśmy, że w sumie mogłybyśmy już wracać... Do pociągu 2,5 godziny. Można iść do Galerii, zjeść coś. No, można. Ale można również udać się na dworzec i spróbować upolować wcześniejszy pociąg. W tym się specjalizujemy – w łapaniu pociągów i powrotach w nieautoryzowanych godzinach ;-) Pociąg był, owszem, ale Pani w kasie powiedziała, że jest wypchany po dach, zero miejsc, miejscówek nie ma, możemy sobie na własną odpowiedzialność kupić u konduktora.
-         Nie zależy mi na wcześniejszym powrocie – powiedziała A-szefowa.
-         Mnie też niespecjalnie – potwierdziłam.
-         To sprawa się wyjaśniła, zostajemy.
I poszłyśmy na peron, łapać konduktora. Porażająca konsekwencja ;-) Pociąg zaiste był zapchany, ludzie siedzieli a korytarzach, w przejściach, ktoś nawet na klapie od kibla. A nam udało się upolować miejsca siedzące, takie regularne :> I nawet pójść do Warsa – pół godziny w jedną stronę ;-) Zdeptanych serdecznie przepraszam :D

No nic, trzeba zaplanować jesień, nie? :)

3 komentarze:

  1. Ciekawa wycieczka... Ahh, te pociągi... Wiem coś o tym ;P Trzeba niestety czymś do szkoły dojeżdżać ;)

    A z wafla nie wiem, kogo bym wychrupała... Nie mam najmniejszego pojęcia :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja najpewniej z wafla bym wychrupała jakąś bezkształtną istotę, bo ja niestety zmysłu artystycznego nie mam.

    Az pociągami to zawsze niestety jest cyrk. A przynajmniej u mnie. Wczoraj na Śródmieściu w pociągu do Skierniewic nie otworzyły się tylko te drzwi do których ja podbiegłam. I niestety musiałam stać z wiekgaśną, wypchana walizką :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z wafla pewnie nic bym nie wychrupała, ponieważ ciągle widząc niedoskonałości tworzonej postaci, podgryzałabym ją stale, i w efekcie zjadła cały wafel ;D

    Ah te pociągi... Ja do Krakowa mam trochę ponad 6h jazdy... Yhym. Fajnie się jeździ na egzaminy. Po prostu super. Na szczęście, te już mam za sobą w tej sesji ;) Ale tak zapchany pociąg, to miałam tylko raz, jakoś po sylwestrze. Pół drogi stałam w przejściu, po 3 nad ranem. Nigdy więcej!

    OdpowiedzUsuń