Muszę, po prostu muszę to napisać: wiecie, ile się naganiałam
za płotem? Płot pojawia się na okładce "Z przyczyn naturalnych"
Oswalda. W lewym dolnym rogu. Jest to zupełnie prozaiczny, niczym się
niewyróżniający płot, płot jakich wiele, chciałoby się powiedzieć, że nieważny,
nieistotny zwłaszcza w skali Wszechświata.
Przez ten nieważny w skali Wszechświata element sielskiego
krajobrazu nieomal osiwiałam. A może nie nieomal? Może część srebrnych nitek we
włosach (farbowanych od 20 lat...) zawdzięczam właśnie płotu płotowi. Kilku dechom na krzyż.
No więc płot
trzeba było załatwić. Brytyjski wydawca przesłał nazwę strony, z której
pochodził wspomniany płot, którego zdjęcia solo nie posiadałam. W galerii było
kilkanaście tysięcy płotów, jak nie lepiej i po jakiejś godzinie oczy wypłynęły
mi na klawiaturę. Po nagabywaniach, wydawca przesłał również nazwisko autora
płotu. Niestety, niczego więcej nie przysłał, bo nie miał. Okazało się, że
autor nie posługuje się na stronie galerii swoim nazwiskiem, więc zostało mi
tylko jedno... Ruszyć w sieć w poszukiwaniu potencjalnego autora wśród mnóstwa
osób o tych samych personaliach.
Pisanie do obcych ludzi z pytaniem, czy przypadkiem nie
zrobili zdjęcia płotu, który pojawił się w rogu jednej okładki jest bardzo
ciekawym doświadczeniem. Pogoń trwała dość długo, płot w końcu się znalazł.
Jestem z siebie trochę dumna. Ale tylko trochę. Jak poczuję się zbyt pewna
siebie, to pewnie zaraz oberwę kolejnym mało identyfikowalnym elementem
krajobrazu...
Tak, musiałam z siebie wyrzucić ten płot, wybaczcie.
"Jewel" się tłumaczy. Tłumaczy się chwilami nieco
opornie, bo kilka rzeczy musiałam skonsultować z autorką, co by w kolejnych
tomach nie wystąpiły jakieś kiksy. Książka, choć pewnie większość osób
sprawdziła już sobie ten tytuł na Amazonie, opowiada o Samotnym Mieście i
dziewczynach, których przeznaczeniem (to przeznaczenie działa w oparciu o siły
zbrojne) jest rodzić dzieci niepłodnej arystokracji. Główna bohaterka, Violet,
trafia na Aukcję i zostaje nabyta przez Diuszesę Jeziora, humorzastą kobietę
mocno angażującą się w politykę dworu. Jak łatwo się domyślić, rodzenie dziecka
nie jest największym marzeniem Violet i dziewczyna ma wielką chęć przeciwstawić
się wielowiekowej tradycji.
Powiem Wam tak: Diuszesa Jeziora jest fantastyczną postacią.
Nie, żeby Violet czegoś brakowało, po prostu wreszcie widzę w książce YA
wyrazisty szary, a nie czarny charakter. Babka nie ma lekko i choć jej metody
mogą być dyskusyjne, naprawdę da się polubić. Poza tym "Jewel"
powinno przypaść do gustu wielbicielkom "Rywalek" i dystopijno-baśniowych
motywów. Całość jest nieco ostrzejsza niż książki Cass, ale to chyba da się
poznać po samej tematyce. Kiecki? Są. Niesprawiedliwy świat? Jest. Wkurzona
bohaterka? Jest. Intryga? Jest. Przystojny facet? Jest. Dodajcie do tego bujną
wyobraźnię autorki, od której czasem w trakcie czytania przebiegają człowieka
dreszcze ;)
A na marginesie samego tłumaczenia (nie będę się wcinać
Avellanie, która od dawna prowadzi swojego bloga, do którego linkę znajdziecie
po prawej), to zastanawiałam się przez chwilę nad przekładaniem imion. Bo imiona
są znaczące. Chyba. Tak podejrzewam. To pierwszy tom. Mamy więc Violet, czyli
Fiolet (Fioletka brzmi jak Wioletka, sorry), mamy Hazel (Leszczyna?), mamy
Dahlię (Dalię), Garneta (Granata) i tak dalej.
Mamy również przyjaciółkę Fiolet, Kruka. I jej brata, Wronę
:D
I chyba w tym momencie uznałam, że na razie zostawię oryginały, a zastanawiać się będę później ;-)
I chyba w tym momencie uznałam, że na razie zostawię oryginały, a zastanawiać się będę później ;-)