Próba ognia

czwartek, 24 lipca 2014

Letnie porządki blogowe

Temat blogów i blogerów wraca jak bumerang. Wiadomo, z blogerami współpracujemy od lat, a niektórzy są z nami jeszcze od czasów nieomalże dla blogosfery pradawnych, czyli od samiutkiego początku nieistniejącego już bloga o "Błękitnokrwistych". Nie tak dawno w Jaguarze doszło do kilku zmian personalnych, a w związku z tym do pewnych opóźnień, zawirowań i innych podobnych (wątpliwych) atrakcji, z których nie wszyscy zdawali sobie sprawę.

Ten wpis jest po to, żeby stała się jasność. Metaforyczna, oczywiście :)

Promocją w Jaguarze zajmuje się obecnie Agnieszka Francman-Jastrzębska, która zastąpiła Entego (niżej podpisanego) już w marcu tego roku. Enty, choć na orbicie Jaguara wciąż przebywa, robi nieco co innego, na przykład okładki :) Wiem, że wielu z Was miało problem z dobiciem się na blogowego e-maila. Bardzo Was proszę, w razie jakichś wątpliwości, piszcie bezpośrednio do Agi na adres agnieszka[at]wydawnictwo-jaguar.pl (na miejsce [at] wstawcie sobie @; nie piszę tego w jednej linii, żeby automaty nie wyłapały adresu), a nie na starego maila. Okej?

A to tak dla utrwalenia ;-)



Już niedługo zamieszczę nowe zasady współpracy (napisałam "zasady postępowania z blogerami", ale zabrzmiało to jak "zasady postępowania w sytuacji kryzysowej", he, he...) oraz, przygotowaną przez Agnieszkę listę osób stale z nami współpracujących :) Dotarły mnie słuchy, że niektórzy sprytni obrzydliwcy wykorzystali zmianę stołków, co by się cichcem włamać do kurnika :> Nie mam pojęcia, czy zostaną odstrzeleni, czy przytuleni, to się jeszcze okaże... Dobra, jak zwykle żartuję - wiadomo, lista musi być, bo inaczej dokumentnie się wszyscy pogubimy.

Ci, którzy są z nami od dłuższego czasu, mogą pominąć następny akapit.

Ponieważ wiele osób nie zna Jaguara od podszewki (podwozia, ogona, dowolnie), spieszę z wyjaśnieniem - Jaguar nie jest Ogromnie Wielkim Wydawnictwem i nie zatrudnia setek ludzi od spraw rozmaitych. Nie zatrudnia również jednostki zobowiązanej wyłącznie do dbania o blogerów ;-) I, choć naprawdę wszyscy chcieliby dawać z siebie 200%, nie jest to po prostu możliwe. Stąd nieustające prośby o cierpliwość, zrozumienie i racjonalne podejście do spraw rozmaitych. Chwilowo nie ma w planach rozszerzenia kadry (wiadomo, dlaczego), tak więc dział promo musi się dwoić i troić, żeby wszyscy byli zadowoleni. To taka mała prośba z mojej strony - jeśli ktoś zadaje pytanie, choćby na FB, i przez dwie godziny nie dostaje odpowiedzi, to nie dlatego, że jest olewany, ale dlatego, że osoba, do której się kierował musi chwilowo zająć się czymś innym.

Dobrze, to tyle na temat promo i blogów.

Ostatnie ogłoszenie parafialne dzisiaj to:

NEVERMORE 3 w tym roku nie będzie. Nie dlatego, że zjedliśmy maszynopis, ale dlatego, że dopiero w przyszłym roku książka będzie miała premierę w USA. Z tego, co wiem, autorka kombinowała trochę koncepcyjnie i bardzo się natrudziła, żeby powieść wyglądała tak, jak to sobie wymarzyła. Ścisła współpraca z dobrym redaktorem zabiera niekiedy bardzo dużo czasu. Z ręką na sercu - gdy tylko dostaniemy maszynopis od agentów ninja, bierzemy się za przekład. Dlatego, że lubimy, dlatego, że czekacie i dlatego, że mamy wyżej uszu pytań, co u diabła stało się z tą książką! ;-)

piątek, 18 lipca 2014

A może kreatywne pisanie?



Ręka w górę, kto marzył kiedyś o napisaniu książki! Oczywiście, niczego nie widzę, ale mogę sobie wyobrazić ten las kończyn gibających się na wietrze. Nie tak dawno zazdrościliśmy z całego serca tym tam, na Zachodzie, że mają coś takiego, jak kursy kreatywnego pisania, które ich rzetelnie przygotowują do zawodu, czego skutkiem są rozmaite światowe hiciory, a co jeden to bardziej zatrważający. Zazdrościliśmy im też self-publishingu, czy też samowydawania, bo tak chyba trzeba byłoby to tłumaczyć. Samowydawanie ma się całkiem nieźle, każdy może zostać autorem (choć znaczna część tych autorów to chyba raczej ałtorzy), czytników coraz więcej, nic tylko pisać i wydawać.

Tym bardziej, że kursy pisania kreatywnego też już mamy. Okej, pewnie znowu zorientowałam się ciut zbyt późno i teraz serwuję Wam newsy z okresu epoki lodowcowej, powiedzmy jednak, że wciąż jestem tym tematem trochę podjarana. Bo, wiecie, podyplomowe można w IBLu zrobić (gdyby doba miała 48 godzin), internetowo się pouczyć (ciekawe, kto w rzyć kopnie), odbyć warsztaty (na przykład z polskimi pisarzami)... Zaciekawiona, poguglałam sobie trochę i znalazłam kilka polskich i zachodnich stron na temat KP, co by zapoznać się bliżej z poruszanymi w ramach takich kursów zagadnieniami.

Jest o czym mówić, serio. I, choć może się to wydawać zaskakujące, część z tego, co się na tych kursach mówi, sami już wiecie ;-) Choćby ze szkoły, w której nie raz i nie dwa pokazywano na ślicznym wykresie punkt kulminacyjny powieści (ta linia, co nagle podskoczyła, a potem zjechała na zbity pysk) i kazano tłuc do zemdlenia charakterystyki bohaterów, które wydawały się być na nikomu i na nic. Szkoła skończona (chyba, że nie), można to wszystko starannie zapomnieć. Chyba, że chce się coś napisać, wtedy lepiej pamiętać.

Dlaczego? Bo od tego się wychodzi ;-) Od konstrukcji fabularnej (czyli jakiejś historii) i od bohatera (który musi zaciekawić czytelnika). Z jednej strony więc jest ten zakichany wykres, z drugiej znienawidzona charakterystyka i nie ma bata, wyżej wiadomo czego nie podskoczysz. No, chyba, że chcesz napisać opowiadanie z pozycji kartki papieru, ale wtedy musisz być postmodernistą i to konkretnym. Okej, żartuję sobie, ale wiadomo, o co chodzi. I domyślam się również, że lubicie wymyślać bohaterów. Wiecie, przystojny, muskularny, trochę tajemniczy... To jak charakterystyka, tylko w drugą stronę ;-)

Grozi mi, że w tym temacie mogłabym urodzić tasiemca, będę się więc streszczać. Ogólne zasady są w miarę klarowne, więc zarzucę garścią ciekawostek. Po pierwsze nie bez przyczyny większość autorów powieści zaczynała od opowiadań. Choć wizja ukończenia w ciągu miesiąca wielkiego dzieła, za które otrzymamy multum nagród jest kusząca, ma raczej niewielkie szanse, by się spełnić ;-) To tak ku przestrodze dla tych, którzy smarują epopeję ;-) Zacznij od krótszej formy, bo łatwiej ogarniesz fabułę i zachowasz mniej, a więcej ten sam styl. Jasne, krótka forma też jest wymagająca i ponoć to właśnie w tej dziedzinie należy szukać prawdziwych pereł, ale nikt nie zaczyna od pereł, nie?

Zadbaj o swoich bohaterów. Wiecie, że na kilku stronach można znaleźć formularze, które mogą w tym pomóc? Zdziwiłam się, może dlatego, że od wieków (przesadzam) gram w RPG, więc siłą rzeczy stworzyłam całe zastępy bohaterów i żaden formularz nie był mi nigdy potrzebny... W takim formularzu jest mnóstwo pytań, na które powinien odpowiedzieć sobie autor - jaki jest ulubiony kolor bohatera, co lubi pić, co jeść i jak traktuje religię. Nie chodzi o to, żeby to wszystko napisać, raczej o to, by mieć w głowie. No, ewentualnie czasem warto coś naskrobać, bo pamięć bywa zawodna...

I jeszcze jedna złota zasada - opowiadaj, a nie opisuj ;-) Niektórzy autorzy doprowadzili sztukę opisywania opowiadaniem do perfekcji, skutkiem czego w jednym rozdziale można siedemnaście razy przeczytać o jego muskularnych ramionach. Oczywiście w kontekście macania tych ramion przez bohaterkę, podnoszenia stołu przez obiekt pożądania, opierania się o futrynę przez tegoż... ;-) Otwórzcie jakąś lubianą przez Was książkę i zobaczcie, jak to wygląda w praniu. Choćby taki opis bohatera - kurczę, no nie zaczniemy przecież od trzech stron wypełnionych rozbudowanym opisem oczu, nosa, zachowań, hobby i tak dalej. Znaczna część tego pojawi się dopiero później.

Wracając jednak do samych kursów - interesuje Was coś takiego? W USA mają nawet taki kierunek studiów, nie tylko podyplomówkę. No i część poczytnych zachodnich autorów ma coś takiego za sobą... Inna sprawa, że oni mają większy rynek.

Jeśli jesteście ciekawi zagadnień narracji i różnych takich, które niekoniecznie wiążą się ściśle z kreatywnym pisaniem, ale z opowiadaniem w ogóle, to dajcie znać w komentarzach, bo temat jest fajny.

Póki co, żeby nie być gołosłowną, dorzucam jeszcze kilka linek, bo może ktoś będzie miał ochotę poszerzyć wiedzę ;-)

PS. Nie, "Nevermore 3" nie ukaże się w tym roku i to nie dlatego, że zżarliśmy maszynopis sobie i Wam na złość, ale dlatego, że Kelly jeszcze nad nim pracuje ;-)

czwartek, 10 lipca 2014

Wydaje nam się...



Jakoś nie widzę grupowego poryku w związku z brakiem książki, więc będzie tematycznie i, mam nadzieję, ciekawie, jeśli napiszę to i owo na temat dalszych planów wydawniczych Jaguara :) Poza tym jest to jakiś temat, a ja, nie ukrywajmy, cierpię ostatnio na brak tfurczej weny. Bardzo bym chciała, żeby znowu wybuchł jakiś kryzys pokroju "wydawnictwo straszy konsekwencjami prawnymi blogerkę" albo "blogerka ośmiesza polskich wydawców", ale zaczął się sezon ogórkowy i chyba przyjdzie mi poczekać na jakieś smakowite kryzysy do jesieni ;-)

Wrzesień, wiadomo, najcudowniejszym miesiącem nie jest, zwłaszcza dla tych, którzy nie poszli jeszcze na studia albo poszli, ale się lenili i mają poprawki... Z drugiej strony, jest to miesiąc, kiedy wydawcy biorą się do roboty po wakacyjnej przerwie. Jeśli chcecie się nachapać nowości, to jesień jest po temu znakomitą porą. Dlaczego? Ano dlatego, że w okolicach listopada ilość wydawanych książek znacznie spada i wydawcy celują raczej w prezenty pod choinkę niż w coś, co chce się poczytać do poduchy.

We wrześniu ukaże się ostatni tom "Rywalek", czyli "Jedyna" :) Ja już wiem, jak się ta seria kończy (ściągnęłam z półki oryginał i zajrzałam na koniec - będę się za to smażyć w piekle), Wam pozostaje trochę poczekać. Tłumaczka dwoi się i troi, by dostarczyć Wam należytą porcję ochów, achów i wykwintnych kiecek. BTW, walczymy, żeby jeszcze w tym roku wydać trzy minipowieści ze świata "Rywalek"!
 


Drugą książką, która na pewno Was ucieszy, jest "Dziedzictwo Światła", czyli druga odsłona przygód pewnego gargulca ;-) Tak, proszę Państwa, wreszcie kontynuacja "Grima", który miał bardzo rozmaite przejścia, ale nareszcie się ukaże. I nie, nie planujemy zwlekać z kolejnym tomem tak długo.


 We wrześniu wydamy również TIME*OUT, czyli zamkniemy serię Andreasa Eschbacha i pożegnamy się z perfidną Koherencją, która tym razem atakuje przez... modny gadżet. Bądźmy szczerzy - wszyscy kochamy gadżety. I nowe aplikacje. Może niekoniecznie w stylu apki "gdzie jest moja kupa", która pokazuje, którędy płynie nasze guano, ale zawsze ;-) Swoją drogą, kto wymyśla takie cuda? W tym wypadku chodzi o możliwość komunikowania się z innymi ludźmi właściwie bez wysiłku. Kuszące, nie?


Wrzesień to również więcej literatury dla dorosłych, a konkretnie dla dorosłych kobiet ;-) Ukaże się kolejna powieść Eriki James "Plan na szczęście". Jeśli ktoś lubi obyczajówkę i nie miał jeszcze okazji przeczytać czegoś James, bardzo polecam :) Poza tym to prawie pewny prezent dla mamy/cioci/babci, gdyby zaszła jakaś nagła potrzeba nabycia jakiegoś. Tym razem przeniesiemy się do niewielkiego brytyjskiego miasteczka, w którym nadyma się jak balon miejscowa klasa wyższa, a bohaterki w pięknym stylu spuszczą z tego balonu powietrze. 


 Mamy również nową autorkę - Catherine Ryan Hyde i o niej również warto pamiętać. O ile przy James można się szczerze pośmiać, o tyle przy lekturze CRH sugerowałabym porządne pudło chusteczek, bo wzrusza mniej więcej jak Sparks.


Początek szkoły oznacza także reaktywację serii Ups!, czyli serii dla młodszych nastolatek, tych, których na dobre nie skrzywił Edward. "Sekretny język dziewczyn" ukazał się kiedyś w jednym tomiku z drugim tomem. Teraz doszedł jeszcze trzeci, więc rozbiliśmy całość na pojedyncze książeczki w przystępnej cenie ;-) Młodszej siostrze można podarować, bo fajne :)


 Poza tym...

W lipcu nowa Gazzola - "Starszy pan musi umrzeć", w sierpniu drugi tym Carmack, czyli "Coś do ukrycia" :)


Jeśli zaspokoiłam Waszą ciekawość, to fajnie :) Kolejny wpis będzie zupełnie o czym innym. O ile dożyję - zeżarłam właśnie pojemnik malin i czuję nadciągającą rewolucję. Może powinnam jednak ściągnąć tamtą dziwną aplikację? XD