Zanim zacznę rozkminiać temat wspólnie pisanej powieści (o
tak, zdecydowanie nie mam co robić...), chciałabym jeszcze trochę poprzynudzać.
Między innymi o Fejsie. Na Facebooku bywam, czy też raczej należałoby powiedzieć,
że jestem - zawsze wtedy, gdy mam włączony komputer i nie gram w jakiegoś
multiplayera (co robię rzadko i raczej w godzinach późnowieczornych). Facebook
służy mi jako narzędzie komunikacji. Kiedyś był tlen, było GG, teraz jest FB.
Och, żebyście wiedzieli, ile biznesów jaguarowych ukręciło się via FB :) Ale
nie o tym miało być.
Jestem na FB, czasem udzielam się na fanpejdżu Jaguara i
rzadziej na innych, i nie mogę nie zauważyć pewnego interesującego zjawiska. A zjawisku
temu na imię: MEM. W tym wypadku MEM proksiążkowy. Internet umiaru nie zna albo
nie lubi, każda moda przybiera gargantuiczne rozmiary i przekracza granice
zdrowego rozsądku. Nie inaczej jest z motywującymi obrazkami i tekstami
dotyczącymi modnego w danej chwili tematu. Hej, książki są modne!
A moi na przesadę ma alergię. Na każdą przesadę - książkową
również :)
Mniej mnie było ostatnio, wiadomo - zawirowania. Ubocznym
skutkiem nieobecności jest ostra reakcja alergiczna na przeróżne
życiowo-literackie mądrości. Odporność mi spadła. Zastanawialiście się kiedyś
nad tym, jaki obraz wyłania się z tych wszystkich zabawnych obrazków, które
plączą się stadnie po fejsbukowych profilach? Nie bierzcie tylko tego
śmiertelnie poważnie, ok? Rzadko jestem poważna :)
Próba opisania mola książkowego na podstawie losowo wybranych
memów:
Proszę nie przeszkadzać, niedziela jest dniem
kompulsywnej (ew. nałogowej) lektury. Okej, jasne... Ale
wiecie, że kompulsja jest rodzajem zaburzenia psychicznego z rodziny lękowych?
I objawia się natrętnym przymusem robienia czegoś. I że to się leczy? Między
innymi farmakologicznie?
Mam tak wielu książkowych facetów, że właściwie
jestem... Okej, wiadomo, czym. A potem, kurczę, żaden chłop w
rzeczywistości nie dorasta literackiemu pierwowzorowi i mamy zonk oraz ujemny
przyrost naturalny. Końcówka wiadomo jaka - umiera się w samotności i zostaje
pożartym przez psa. Albo przez kota. To drugie jest nawet bardziej
prawdopodobne.
Szczęściem jest nowa książka.
Ciekawe, czy dzieci z niektórych afrykańskich krajów podpisałyby się pod tą
tezą. Poza tym czasem nowa książka okazuje się kiepska, więc (jeśli nawet damy
spokój dzieciom) należałoby definicję szczęścia rozszerzyć. Aha, kodeks pracy
też jest książką. I "Ferdydurke".
Sally miała 32 książki. Przeczytała 32 książki. Co
Sally ma teraz? Szczęście! Siriusli? Ja mam -7. Od
przeczytania jakichś 10032 książek za dużo :P
Zaczęła sprzątać. Znalazła starą książkę. Cztery
godziny później... To proste - nadal ma bałagan. Już niedługo
pożrą ją koty. W tym wypadku koty kurzu!
Gdyby płacono mi za czytanie książek, umarłabym
szczęśliwa. Tak, najpewniej na oddziale zamkniętym... Zbyt
dużo kiepskich książek ryje mózg!
Pięć prostych kroków do osiągnięcia szczęścia.
Czytaj. Czytaj. Czytaj. Czytaj. Czytaj. Nie rozmawiaj z ludźmi, nie przytulaj się,
nie głaszcz kota, czytaj. Nie wiem, czy wiecie, ale wysiłek fizyczny daje zastrzyk
endorfiny... Nie! Można to obejść - z pomocą czekolady.
Niech książki będą moim lekarstwem. Z
takim podejściem możemy trochę odmłodzić społeczeństwo... Wystarczy grypa i cześć.
Jeśli nie potrafisz zrozumieć mojej emocjonalnej
więzi z fikcyjnymi bohaterami, wcale cię nie potrzebuję. Tak,
tak, najbardziej pasjonujące dyskusje prowadzę z fikcyjnymi bohaterami.
Przynajmniej mam pewność, że nie zostanę zakrzyczana!
A teraz wnioski:
Czytelnik (a raczej czytelniczka) to osoba o bardzo niskich
zdolnościach interpersonalnych (daj mi spokój) i prawie zerowej empatii (jak
nie lubisz tego, co ja, spadówa). Nie przykłada wagi do własnego zdrowie
(książki lekarstwem na trądzik!) oraz kondycji (czyta, czyta, czyta). Żyje w
syfie (książki się na nią rzucają i nie może sprzątać). Cierpi na postępującą
wadę wzroku (jak Sally...) oraz zaburzenia kompulsywno-obsesyjne (natręctwo
czytania i obsesyjne przywiązanie do fikcyjnych bohaterów). Ma wygórowane
wymagania odnośnie życiowego partnera (patrz: bohater fikcyjny i literacka
poligamia), najprawdopodobniej więc skończy żywot w samotności, ewentualnie
jako rezydentka oddziału zamkniętego.
Jak wam się podoba? Bo mnie ten obrazek cokolwiek rozbraja :)
Memy różnej maści bardzo lubię, ale czasem, jak się już wszystko pozbiera do
kupy, można się zdziwić. Bo postawcie się na pozycji takiej słit lali - ona
oczyma wyobraźni widzi stadko zapyziałych, pryszczatych i niekomunikatywnych
zombie śliniących się do nieistniejących bohaterów ;-)
Okej, następnym razem będzie więcej konkretów.
Poza tym na boku się robi ankieta odnośnie settingu naszej
wymyślonej powieści :)
Ha! Umarłam po prostu.
OdpowiedzUsuńSwego czasu też była uzależniona od fejsa, ale wyleczyłam się dość szybko. Wystarczy ściągnąć inną przeglądarkę internetową i korzystać z niej na wszystkich stronach tylko nie na facebooku. A z racji tego, że jestem leniwa to nie chciało mi się co sekundę zmieniać kart itd. :3
Jeżeli chodzi o tekst to jest świetny! Czytałam go i wybuchałam śmiechem. Zwłaszcza drugi punkt szczególnie mnie rozbawił! Mnie irytuje to, że nastolatki (chociaż nie tylko) przeczytają jedną książkę i już uważają się za wielkie Czytelniczki i obnoszą się z tym faktem, chwalą całemu światu, że czytają...
...zwłaszcza nastoletnie histeryczki zakochane w słynnych bad boyach - odważnych, kochanych, opiekuńczych, aroganckich, o mhrocznym spojrzeniu i w ogóle... A tekst o kotach kurzu sprawił, że poplułam ekran laptopa XD
OdpowiedzUsuńPrzyznam się bez bicia jestem uzależniona od facebook'a. Może uzależnienie to złe słowo, ale za każdym razem jak naciskam myszką ikonkę z Chromem to pierwsze co robię to wchodzę na facebook'a.
OdpowiedzUsuńTekst - przez was ze śmiechu, a raczej mojego wybuchu walnęłam się w biurku i mam takiego zielonego siniaka. Mnie denerwują dziewczyny, które piszczą na temat tych wszystkich pseudo tekstów w filmach, jak i te, które denerwują Monikę.
Facebook nie zna umiaru... Chyba wytatuuję to sobie na ramieniu, bo to takie prawdziwe :) Ostatnio myślałam nawet o usunięciu konta, ale w sumie... to dzisiaj jeden z głównych kanałów komunikacji, więc trochę lipa, mówiąc krótko :/ A co do memów: tych nie widziałam, chociaż rzeczywiście, jakby tak na to spojrzeć, to blogerki książkowe nie robią zupełnie nic poza czytaniem... Może dlatego ciągle mi się wydaje, że jestem dziwna...
OdpowiedzUsuńNo nic, może się z tego wyleczę kiedyś, ale jak na razie mój posprzątany pokój zupełnie mi nie przeszkadza :) Z memów, których tu nie ma, najbardziej zapadł mi w pamięć taki: "Znajoma wsiadła do mojego autobusu, już sobie nie poczytam :C" :D
Uwielbiam Twoje teksty. Normalnie spadłam z krzesła :)
OdpowiedzUsuńTe wszystkie memy to jakaś plaga. Były zabawne, jak się pojawiły, ale potem tysiące, jak nie miliony kolejnych o podobnej treści były po prostu w znacznej większości bezsensowne. Może taki ironiczny wpis jak Twój przemówi do ludzi, by zastopowali ;)
Idealny komentarz. Jak zawsze.
OdpowiedzUsuńMemy to plaga jak każda inna, było "co ja pacze", był "wow pieseł", są i memy książkowe, ale pewnie szybko znikną. Brakuje jeszcze czegoś w stylu "Przeczytałam Zmierzch, więc wiem, co to prawdziwa literatura!". :D
"Zbyt dużo kiepskich książek ryje mózg". Racja :)
OdpowiedzUsuńA wnioski chyba sobie wydrukuję na zakładce do książki - ku przestrodze. Genialny tekst.