Super jest ta maksyma i szalenie mi się podoba (sarkazm!),
zwłaszcza, że taka oryginalna. Żyje się tylko raz, powiadają fani Dżastina i
ruszają na podbój świata (oraz knajp, do których nie wiadomo, kto ich
wpuszcza). Młodzież, jak to młodzież, uznaje gremialnie, że oto wynalazła koło,
niepomna na stare łacińskie "carpe diem", które znaczy... No, w sumie
to samo, tylko po łacinie.
W myśl YOLO należy, jak zakładam, żyć pełnią życia i nie
żałować sobie frajdy, bo licho wie, co przyniesie jutro. Okej, upraszczam - bo
może chodzi tylko o to, żeby być odważnym i iść przed siebie, bo drugiej szansy
nie będzie. I nie, nie jest to smętny egzystencjalny post wyprodukowany przez
Entego, który nagle zauważa, że na coś się zrobił za stary (choć większość
moich dowcipnych dykteryjek opisuje wydarzenia, które miały miejsce dekadę
temu), to tylko wstęp :) Wstęp do informacji o książce, której bohaterka z YOLO
ma spory problem, bo jej to YOLO zupełnie nie wychodzi. I trochę ciekawi mnie,
komu jeszcze nie wychodzi...
W czerwcu Jaguar wyda powieść Cory Carmack (i tak wiem, że
za moment jakieś 90% odwiedzających oddali się galopem na amazon.com), która
opowiada o losach uroczej i zakręconej jak świński ogon Bliss Edwards. Książka
jest przeznaczona dla czytelniczek po 16 roku życia, bo zawiera sceny, więc
wszyscy poniżej, sio! Jeśli nie od tego posta, to od lektury.
Po angielsku książce jest "Losing it", po polsku
"Coś do stracenia". A jaki problem ma Bliss? Ano taki, że ma coś
około 22-23 lat, kończy college i jest przedstawicielką gatunku, który wymarł w
zeszłym wieku, czyli dziewicą. I nie jest jej z tym dobrze. Przebujała się
jakoś przez całe studia, nie zgłębiając zanadto tego problemu, ale oto przed
nią ostatni semestr, a współdziewic wokół brak. Bliss nie kierują hormony. Ona
po prostu źle się z tym czuje. Głupio. Nie wie, co mówić. Nie wie, jak się
zachować. Uważa, że wypadałoby stracić cnotę ZANIM skończy studia. Nie dlatego,
że się zakochała, ale dlatego, że coś innego byłoby DZIWNE.
Byłoby? Wiecie, w wieku 23 lat niektórzy mają dwoje dzieci,
nie?
Mniejsza. W każdym razie Bliss postanawia podejść do swojego
problemu, jak do... problemu. Jeden wypad do baru, poderwanie faceta, zrobienie
tego i z po kłopocie. Dlaczego przypadkowy facet? Ano dlatego, że, gdyby coś
poszło mocno nie tak (jestem dziewicą, więc muszę być beznadziejna), będę mogła
omijać gościa do uśmiechniętej śmierci. Jak jest z takimi planami - wiadomo.
Nie wszystko idzie tak, jak sobie założyła Bliss. Po pierwsze facet jest
naprawdę fajny, po drugie Bliss jest nawet bardziej beznadziejna, niż przypuszczała,
a po trzecie... Po trzecie, następnego dnia okazuje się, ze przystojniak z baru
jest jej nowym wykładowcą.
Abstrahując na moment od kwestii dziewictwa (choć jeszcze do
tego wrócę), książka jest po prostu zabawna. Bardzo rzadko zdarza mi się
parsknąć śmiechem w trakcie lektury, a przy "Coś do stracenia"
rechotałam jak głupia przynajmniej kilka razy. O ile Millay jest w stanie
wykopać zgrabny dół największej optymistce, o tyle Carmack potrafi (a
przynajmniej mam taką nadzieję) rozbawić nawet ludzką krewną Grumpy Cat. Na
wakacje - idealna :)
A wracając do problemu tracenia cnoty - wiecie, że w USA
istnieje takie pojęcie, jak V-card? Na nasze karta dziewictwa. Tak, karta.
Karta, którą można zagrać - ten jeden jedyny raz. Po co? Na przykład po to,
żeby swojego chłopa do czego skłonić. Albo żeby go zatrzymać. Nurtuje mnie
pytanie - i co potem? YOLO?
Ooooookej. Styka tego smęcenia ;-)
Ankieta (jak to zwykle ankiety) nie cieszy się jakąś wielką
popularnością, ale na 3 dni przed końcem wygrywa gatunek fantasy, więc
psychicznie przygotowuję się do zaludniania urojonego świata szlachetnymi
rycerzami, przystojnymi elfami, zabawnymi krasnoludami i innymi sympatycznymi
bohaterami, których będziemy mogli, wzorem Martina, powybijać. Zaraz po tym,
jak się do nich przywiążecie, nie?
PS. Carmack to w sumie literatura dla dorosłych, ale
ponieważ profil Jaguara trochę się zmienia, nie widzę powodu, żeby omijać takie
fajne kawałki :)
Jak teraz tak czytam, to faktycznie książka wydaje się być dość ciekawa i zabawna. Widziałam już zapowiedź na jakieś stronie, ale temat... naprawdę nie moja bajka. Amerykanie strasznie lubują się teraz w pisaniu literatury YA, której temat kręci się głównie wokół seksualności tych młodych, ale ile można?
OdpowiedzUsuńBrzmi świetnie, mam nadzieję, że trafię na nią w wakacje :) Wprawdzie schemat trochę oklepany ale jak piszesz, że tak się przy niej uśmiałaś, to ja też chcę ^^
OdpowiedzUsuńLosing it moim zdaniem słabiutka :P Choć niektóre momenty (SPOJLER mononukleoza) były zabawne ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam po angielsku i w sumie czasem zabawna była, ale spodziewałam się po niej czegoś znacznie więcej. Niemniej zapewne kupię polskie wydanie, bo lubię takie historie.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy książka rozbawi mnie równie mocno, jak Twój wpis, ale chętnie przeczytam. Lubię YA i oklepany schemat zupełnie mi nie przeszkadza, jeśli forma przerasta treść :) A czasem trafiają się perełki ;)
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać Cormack :)
OdpowiedzUsuń