Próba ognia

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

YOLO



Super jest ta maksyma i szalenie mi się podoba (sarkazm!), zwłaszcza, że taka oryginalna. Żyje się tylko raz, powiadają fani Dżastina i ruszają na podbój świata (oraz knajp, do których nie wiadomo, kto ich wpuszcza). Młodzież, jak to młodzież, uznaje gremialnie, że oto wynalazła koło, niepomna na stare łacińskie "carpe diem", które znaczy... No, w sumie to samo, tylko po łacinie.

W myśl YOLO należy, jak zakładam, żyć pełnią życia i nie żałować sobie frajdy, bo licho wie, co przyniesie jutro. Okej, upraszczam - bo może chodzi tylko o to, żeby być odważnym i iść przed siebie, bo drugiej szansy nie będzie. I nie, nie jest to smętny egzystencjalny post wyprodukowany przez Entego, który nagle zauważa, że na coś się zrobił za stary (choć większość moich dowcipnych dykteryjek opisuje wydarzenia, które miały miejsce dekadę temu), to tylko wstęp :) Wstęp do informacji o książce, której bohaterka z YOLO ma spory problem, bo jej to YOLO zupełnie nie wychodzi. I trochę ciekawi mnie, komu jeszcze nie wychodzi...

W czerwcu Jaguar wyda powieść Cory Carmack (i tak wiem, że za moment jakieś 90% odwiedzających oddali się galopem na amazon.com), która opowiada o losach uroczej i zakręconej jak świński ogon Bliss Edwards. Książka jest przeznaczona dla czytelniczek po 16 roku życia, bo zawiera sceny, więc wszyscy poniżej, sio! Jeśli nie od tego posta, to od lektury.

Po angielsku książce jest "Losing it", po polsku "Coś do stracenia". A jaki problem ma Bliss? Ano taki, że ma coś około 22-23 lat, kończy college i jest przedstawicielką gatunku, który wymarł w zeszłym wieku, czyli dziewicą. I nie jest jej z tym dobrze. Przebujała się jakoś przez całe studia, nie zgłębiając zanadto tego problemu, ale oto przed nią ostatni semestr, a współdziewic wokół brak. Bliss nie kierują hormony. Ona po prostu źle się z tym czuje. Głupio. Nie wie, co mówić. Nie wie, jak się zachować. Uważa, że wypadałoby stracić cnotę ZANIM skończy studia. Nie dlatego, że się zakochała, ale dlatego, że coś innego byłoby DZIWNE.

Byłoby? Wiecie, w wieku 23 lat niektórzy mają dwoje dzieci, nie?

Mniejsza. W każdym razie Bliss postanawia podejść do swojego problemu, jak do... problemu. Jeden wypad do baru, poderwanie faceta, zrobienie tego i z po kłopocie. Dlaczego przypadkowy facet? Ano dlatego, że, gdyby coś poszło mocno nie tak (jestem dziewicą, więc muszę być beznadziejna), będę mogła omijać gościa do uśmiechniętej śmierci. Jak jest z takimi planami - wiadomo. Nie wszystko idzie tak, jak sobie założyła Bliss. Po pierwsze facet jest naprawdę fajny, po drugie Bliss jest nawet bardziej beznadziejna, niż przypuszczała, a po trzecie... Po trzecie, następnego dnia okazuje się, ze przystojniak z baru jest jej nowym wykładowcą.

Abstrahując na moment od kwestii dziewictwa (choć jeszcze do tego wrócę), książka jest po prostu zabawna. Bardzo rzadko zdarza mi się parsknąć śmiechem w trakcie lektury, a przy "Coś do stracenia" rechotałam jak głupia przynajmniej kilka razy. O ile Millay jest w stanie wykopać zgrabny dół największej optymistce, o tyle Carmack potrafi (a przynajmniej mam taką nadzieję) rozbawić nawet ludzką krewną Grumpy Cat. Na wakacje - idealna :)

A wracając do problemu tracenia cnoty - wiecie, że w USA istnieje takie pojęcie, jak V-card? Na nasze karta dziewictwa. Tak, karta. Karta, którą można zagrać - ten jeden jedyny raz. Po co? Na przykład po to, żeby swojego chłopa do czego skłonić. Albo żeby go zatrzymać. Nurtuje mnie pytanie - i co potem? YOLO?

Ooooookej. Styka tego smęcenia ;-)

Ankieta (jak to zwykle ankiety) nie cieszy się jakąś wielką popularnością, ale na 3 dni przed końcem wygrywa gatunek fantasy, więc psychicznie przygotowuję się do zaludniania urojonego świata szlachetnymi rycerzami, przystojnymi elfami, zabawnymi krasnoludami i innymi sympatycznymi bohaterami, których będziemy mogli, wzorem Martina, powybijać. Zaraz po tym, jak się do nich przywiążecie, nie?

PS. Carmack to w sumie literatura dla dorosłych, ale ponieważ profil Jaguara trochę się zmienia, nie widzę powodu, żeby omijać takie fajne kawałki :)

sobota, 19 kwietnia 2014

Święta, święta :)

Pełnoprawnej notki przed Wielkanocą nie będzie, ale porzucam na chwilę przygotowania do Świąt (ta, pogoda + przeziębienie = trudności z trzymaniem się w pionie), żeby życzyć Wam wszystkim ciepłych, radosnych i rodzinnych posiadówek. Oraz, żeby tradycji - mokrego dyngusa, skoro podobno w tym roku ma być ładna pogoda :)

Hmmm, przy okazji Bożego Narodzenia dość głośno zrobiło się o tym, że, w imię równości, wolności i braterstwa, należałoby raczej życzyć sobie nawzajem udanych dni wolnych od pracy i nauki, ale... Ale w tym względzie jestem raczej staroświecka. I mogę Wam życzyć nawet kilka(naście) razy w roku, o ile tylko obchodzicie jakieś interesujące święta, o których mnie poinformujecie :)

Korzystając z okazji, chciałabym również zawiadomić, że znalazłam przepis na coś, czego kawałek powinien zaspokoić dzienne zapotrzebowanie na cukier przeciętnego słonia. A leci to tak: robimy kruche mazurki w dużej ilości i zostajemy z dużą ilością białek. Dużą ilość białek przerabiamy na dwie wielkie bezy (najlepiej dodać posiekane drobno orzechy). Uznajemy, że nie będziemy robić wytrawnego kremu, bo nie chce nam się iść do sklepu po kremówkę (kolejki!) i przekładamy bezy resztą kajmaku z puszki. Kroimy, jemy i nie zastanawiamy się, ile to ma kalorii. Zęby trzeszczą, ale w końcu, kurczę, zużyliśmy wszystkie białka i zaległy kajmak i nie wyrzucamy jedzenia, więc jest spoko i pro!

A, żeby nie było - nie tylko ja Wam życzę. Cała ekipa Wam życzy. Serdecznie!

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Psychiczna z łupieżem



Zanim zacznę rozkminiać temat wspólnie pisanej powieści (o tak, zdecydowanie nie mam co robić...), chciałabym jeszcze trochę poprzynudzać. Między innymi o Fejsie. Na Facebooku bywam, czy też raczej należałoby powiedzieć, że jestem - zawsze wtedy, gdy mam włączony komputer i nie gram w jakiegoś multiplayera (co robię rzadko i raczej w godzinach późnowieczornych). Facebook służy mi jako narzędzie komunikacji. Kiedyś był tlen, było GG, teraz jest FB. Och, żebyście wiedzieli, ile biznesów jaguarowych ukręciło się via FB :) Ale nie o tym miało być.

Jestem na FB, czasem udzielam się na fanpejdżu Jaguara i rzadziej na innych, i nie mogę nie zauważyć pewnego interesującego zjawiska. A zjawisku temu na imię: MEM. W tym wypadku MEM proksiążkowy. Internet umiaru nie zna albo nie lubi, każda moda przybiera gargantuiczne rozmiary i przekracza granice zdrowego rozsądku. Nie inaczej jest z motywującymi obrazkami i tekstami dotyczącymi modnego w danej chwili tematu. Hej, książki są modne!

A moi na przesadę ma alergię. Na każdą przesadę - książkową również :)

Mniej mnie było ostatnio, wiadomo - zawirowania. Ubocznym skutkiem nieobecności jest ostra reakcja alergiczna na przeróżne życiowo-literackie mądrości. Odporność mi spadła. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jaki obraz wyłania się z tych wszystkich zabawnych obrazków, które plączą się stadnie po fejsbukowych profilach? Nie bierzcie tylko tego śmiertelnie poważnie, ok? Rzadko jestem poważna :)

Próba opisania mola książkowego na podstawie losowo wybranych memów:

Proszę nie przeszkadzać, niedziela jest dniem kompulsywnej (ew. nałogowej) lektury. Okej, jasne... Ale wiecie, że kompulsja jest rodzajem zaburzenia psychicznego z rodziny lękowych? I objawia się natrętnym przymusem robienia czegoś. I że to się leczy? Między innymi farmakologicznie?

Mam tak wielu książkowych facetów, że właściwie jestem... Okej, wiadomo, czym. A potem, kurczę, żaden chłop w rzeczywistości nie dorasta literackiemu pierwowzorowi i mamy zonk oraz ujemny przyrost naturalny. Końcówka wiadomo jaka - umiera się w samotności i zostaje pożartym przez psa. Albo przez kota. To drugie jest nawet bardziej prawdopodobne.

Szczęściem jest nowa książka. Ciekawe, czy dzieci z niektórych afrykańskich krajów podpisałyby się pod tą tezą. Poza tym czasem nowa książka okazuje się kiepska, więc (jeśli nawet damy spokój dzieciom) należałoby definicję szczęścia rozszerzyć. Aha, kodeks pracy też jest książką. I "Ferdydurke".

Sally miała 32 książki. Przeczytała 32 książki. Co Sally ma teraz? Szczęście! Siriusli? Ja mam -7. Od przeczytania jakichś 10032 książek za dużo :P

Zaczęła sprzątać. Znalazła starą książkę. Cztery godziny później... To proste - nadal ma bałagan. Już niedługo pożrą ją koty. W tym wypadku koty kurzu!

Gdyby płacono mi za czytanie książek, umarłabym szczęśliwa. Tak, najpewniej na oddziale zamkniętym... Zbyt dużo kiepskich książek ryje mózg!

Pięć prostych kroków do osiągnięcia szczęścia. Czytaj. Czytaj. Czytaj. Czytaj. Czytaj. Nie rozmawiaj z ludźmi, nie przytulaj się, nie głaszcz kota, czytaj. Nie wiem, czy wiecie, ale wysiłek fizyczny daje zastrzyk endorfiny... Nie! Można to obejść - z pomocą czekolady.

Niech książki będą moim lekarstwem. Z takim podejściem możemy trochę odmłodzić społeczeństwo... Wystarczy grypa i cześć.

Jeśli nie potrafisz zrozumieć mojej emocjonalnej więzi z fikcyjnymi bohaterami, wcale cię nie potrzebuję. Tak, tak, najbardziej pasjonujące dyskusje prowadzę z fikcyjnymi bohaterami. Przynajmniej mam pewność, że nie zostanę zakrzyczana!

A teraz wnioski:
Czytelnik (a raczej czytelniczka) to osoba o bardzo niskich zdolnościach interpersonalnych (daj mi spokój) i prawie zerowej empatii (jak nie lubisz tego, co ja, spadówa). Nie przykłada wagi do własnego zdrowie (książki lekarstwem na trądzik!) oraz kondycji (czyta, czyta, czyta). Żyje w syfie (książki się na nią rzucają i nie może sprzątać). Cierpi na postępującą wadę wzroku (jak Sally...) oraz zaburzenia kompulsywno-obsesyjne (natręctwo czytania i obsesyjne przywiązanie do fikcyjnych bohaterów). Ma wygórowane wymagania odnośnie życiowego partnera (patrz: bohater fikcyjny i literacka poligamia), najprawdopodobniej więc skończy żywot w samotności, ewentualnie jako rezydentka oddziału zamkniętego.

Jak wam się podoba? Bo mnie ten obrazek cokolwiek rozbraja :) Memy różnej maści bardzo lubię, ale czasem, jak się już wszystko pozbiera do kupy, można się zdziwić. Bo postawcie się na pozycji takiej słit lali - ona oczyma wyobraźni widzi stadko zapyziałych, pryszczatych i niekomunikatywnych zombie śliniących się do nieistniejących bohaterów ;-)

Okej, następnym razem będzie więcej konkretów.

Poza tym na boku się robi ankieta odnośnie settingu naszej wymyślonej powieści :)

wtorek, 8 kwietnia 2014

Wielki kejmbak i plany na później



Wracamy. Tym razem, mam szczerą nadzieję, jednak na dłużej i regularniej :) Ponieważ ostatnio w Jaguarze sporo się pozmieniało, zrobił się haniebnie długi przestój na blogu. Zdecydowanie więcej działo się na FB i tam też przeniosły się rozmaite konkursiwa.

Na początek kilka ogłoszeń parafialnych :)

Jak zapewne do większości z Was dotarło, specjalistą do spraw opieki nad blogerami promocji  została Agnieszka, ja zaś przeniosłam się w nieco inne, bardziej egzotyczne rejony :) Nadal, oczywiście, współpracuję z Jaguarem i będę, między innymi, prowadzić tego bloga. Regularnie.

Przynudzam? Może, trochę ;-)

Dla nowych czytelników i osób, które zdążyły się ciut pogubić, krótka rozpiska dramatis personae, czyli skład osobowy Jaguara.

W skład Jaguara wchodzą obecnie:

- A-szefowa - od szefowania;
- E-szefowa - od szefowania;
- Straszna M. (chwilowo na dłuższych wakacjach) - prawdopodobnie jedyna osoba zdolna ogarnąć papiery;
- Piękny Stefan, czyli Piękna, czyli Agnieszka - PR oraz promołszion speszjalist.

Poza tym gościnnie występują również:

- Kolega W. - dystrybucja i narzekania;
- Boski eR. - skład i nieskończone pokłady optymizmu;
- Enty, czyli ja, czyli Katakanasta, czyli Kat, czyli mam 100 pseudonimów, jakby się ktoś pytał - kreacja i nerwica w zmiennych proporcjach.

Nie wykluczam również udziału osób trzecich, w tym tłumaczy, redaktorów, autorów książek i pracowników agencji literackich, acz dbać będę oto, by osoby te nie były rozpoznawalne na pierwszy rzut oka. Drugi i trzeci rzut mnie nie interesuje ;-)

Okej, to dość tych ogłoszeń parafialnych :) Zastanawiałam się ostatnio nad formułą bloga i przyszło mi do głowy, że, oprócz standardowych informacji o tym, co w trawie piszczy, moglibyśmy wspólnymi siłami stworzyć mikropowieść :) Co Wy na to? Wyobrażam to sobie w ten sposób - piszę kawałek tekstu, Wy w komentarzach proponujecie ciąg dalszy. Na podstawie tych komentarzy dopisuję kolejny kawałek i tak sobie jedziemy. Jeśli pomysł wydaje się Wam fajny, dajcie znać - zrobimy ankietę, jakiego gatunku ma być powieść i zaczniemy się wygłupiać :)

Na razie znikam, ale w tym tygodniu jeszcze trochę poprzynudzam :)

Enty