Próba ognia

środa, 27 czerwca 2012

Książki na jesień, ankieta i refleksje

Tak sobie pomyślałam, patrząc na jesienny plan, że chętnie bym się dowiedziała, na jakie książki najbardziej czekacie :-) Oczywiście z oferty Jaguara, bo nie znam pełnej oferty innych wydawców :) A co tam, na jakie książki, o których wspominałam, w ogóle macie chrapkę ;-)

I dlatego - ankieta. To znaczy: najpierw post, potem ankieta, bo nie zrobię dwóch rzeczy jednocześnie. Bądźcie tak mili i mnie uświadomcie...

Widzicie, wciąż się zastanawiam, co młodzi ludzie właściwie chcą czytać. Co dwa tygodnie mam przyjemność oglądać listy bestsellerów Empiku i uświadamiać się w tej kwestii. Niestety - z list tych niezbicie wynika, że młodzi ludzie chcą czytać to, co obecnie idzie w kinach, zupełnie jakby książka nie była pełnowartościowym produktem. Przesadzam? Może. Ale zobaczcie sami: "Zmierzch" nie cieszył się gigantyczny wzięciem, póki Pattinson, najbardziej glam wampir w historii, nie obnażył nagiej (i cherlawej) klaty na wielkim ekranie. Film okazał się atrakcyjniejszy od powieści, a dające po oczach wampiry na długo zdominowały rynek. Teraz wszyscy rzucili się na "Igrzyska Śmierci". "Igrzyska", co pewnie niektóry zarejestrowały, trafiły do księgarń już dawno temu. I znowu - trzeba było czekać na premierę filmu, by rzesze nastolatków zakochały się w książkach.

A z drugiej strony była sobie taka Trudi Canavan z "Gildią magów". Ani filmu, ani to znane nazwisko, ani porażająca kampania reklamowa. I nagle, kompletnie z miejsca, gdzie światło nie dochodzi - wielki bestseller. Przyznaję - skusiłam się. Przy pierwszym podejściu dopełzłam do 1/3 książki i, zmordowana ciągnącą się ucieczką głównej bohaterki, rzuciłam lekturę w kąt. Dokończyłam dopiero z okazji dwutygodniowej grypy z zapalaniem krtani, gdy byłam przykuta do łóżka i skończyły mi się skandynawskie thrillery. Przyznaję, choć może, jako specjalista od promocji, fenomenu nie pojmuję. Nie, żeby "Gildia" była zła, ale nie porywa. Ot, sympatyczne czytadło o konstrukcji prostej jak budowa cepa. Dlaczego nagle pobiło wszystkie inne książki fantasy - nie mam pojęcia. Moja szefowa twierdzi niekiedy, że za sukcesem Canavan stoją świetne okładki. Może? Po przyjrzeniu się bliżej okładce drugiego tomu (mam, posiadam, utknęłam w 1/3), oznajmiam - to coś w płaszczu to żaba. Dobrze zakamuflowana, ale jednak żaba. I nie, nie uważam, żeby miała potencjał na księcia.

Problem jest. A jest dlatego, że wybierając książki do wydania, staramy się wczuć w naszych odbiorców, czyli w Was. Próbujemy wyczuć, co chcielibyście przeczytać, co ma szansę zyskać popularność. Nie tylko dlatego, że czujemy taką wewnętrzną potrzebę i przeprowadzamy umysłowe ćwiczenia, ale również dlatego, że zbyt wielka ilość wydawniczych wpadek zakończyć się może tragicznie. Zabawne rzeczy też są ;-) Niedługo po sukcesie "Zmierzchu" przylazłam do biura i stwierdziłam "następne będą upadłe anioły". I co? I były. W trakcie dyskusji nad fenomenem "Zwiadowców" wyraziłam zapotrzebowanie na książkę o grupie młodych ludzi walczących z systemem w cyberpunkowym świecie. I co? Wejdźcie na Amazon, proszę, niedługo zaroi się u nas od robotów, cyborgów, stworzeń na pół syntetycznych... Pytanie tylko - czy naprawdę macie ochotę na roboty? :)

No nic, tak sobie po prostu dumam. Teraz akurat stoimy na stanowisku, że już niebawem nastąpi wielki powrót dl klasycznych, osadzonych tu i teraz powieści obyczajowych z wątkiem romantycznym. Wiem, że recenzje "Pauli" są bardzo różne, ale wiele osób wydaje się potrzebować chwili oddechu od SF i pomrocznych historii miłosnych, w których występują kolejne martwe/włochate/przeklęte i niezmiennie przystojne stworzenia.

Przeczytalibyście na przykład dobry kryminał rozgrywający się w świecie hakerów? Ja tak, ale obawiam się, że być może tylko ja...

Dobra, koniec trucia :-) Zachęcam do spojrzenia na ankietę, ciekawam, na którą z przyszłych premier najbardziej czekacie :)

wtorek, 19 czerwca 2012

GRIM - mój nowy bzik :)

Pamiętacie, jakiego miałam bzika na tle "Nevermore"? Jak się nakręciłam na promocję, na namawianie wszystkich? ;-) Wychodzi na to, że wreszcie znalazło się coś, przy czym będę sobie mogła wariować z podobną energią. Wygapiłam książkę już jakiś czas temu, na targach książki w Wa-wie, na niemieckim stoisku. Przedarłam się przez tłumek, złapałam i oznajmiłam - ja chcęęęęęęęęęęęęę. Typowe zachowanie dziecka w sklepie z zabawkami ;-) Ja chcę, koniec, kropka.

Chcieć to sobie mogłam, długo i namiętnie, projekt nam przysechł, dostałam "Nevermore", dostałam fioła na tle "Nevermore" i dostałam ataku mnóstwa dziwnych pomysłów. Ale... Ale w tym roku w Bolonii znowu zawędrowałyśmy do strefy niemieckiej. Książka stała. O tak. Przedarłam się do półki, złapałam i oznajmiłam - ja chcęęęęęęę!

I wiecie, co? Chyba będzie :> Bardzom z siebie dumna, bo uwielbiam mroczne opowieści, gargulce, skrywające tajemnice katedry i inne tego typu rzeczy. Czyli gotyk - uwielbiam gotyk, ale bardziej gotycki niż w obecnym wydaniu :)

O, proszę - okładka, winowajca.


To pierwszy tom trylogii fantasy, a właściwie urban fantasy (jak ja nie lubię etykietek)- główny bohater jest gargulcem strzegących tajemnicy innych sobie podobnych. Ale (no dobra, łatwo się tego domyślić) już niedługo tajemnica ta będzie zagrożona... Nic więcej na razie nie powiem ;-) Ale na wszelki wypadek szykujcie się na dobrą zabawę i na to, że od okolic grudnia będzie ze mną ciężko rozmawiać o czymkolwiek poza kamiennymi facetami siedzącymi na dachach katedr :P

Ach - dopiero w 2013 roku. Wiecie dlaczego? Bo pierwszy tom ma prawie 700 stron i naprawdę sporo zajmie przetłumaczenie go :D

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Ogórki


Mniej więcej w czerwcu zaczyna się ten okres czasu, kiedy czuję się pracownikiem niekreatywnym, pracownikiem osieroconym i pracownikiem nieszczęśliwym. Dlaczego? A dlatego, że po półroczu pomykania od jednego projektu do drugiego nadchodzi ten moment, kiedy rączy galop mogę zamienić na świński trucht, kiedy Empik przestaje śnić mi się po nocach i kiedy mogę oddać się w spokoju ducha kanałowemu leczeniu zęba. Krótko mówiąc – wakacje są sezonem ogórkowym, wydaje się mniej, zbiera siły na jesień i przegląda te wszystkie książki, których wcześniej nie miało się czasu przejrzeć. Brzmi fantastycznie i pewnie jest fantastyczne dla ludzi normalnych, ludzi, którzy pracują od dziewiątej do siedemnastej z przerwami na kawę albo (niepedagogiczne) papierosa. Jesień zeszłego roku i wczesna wiosna tegoż upłynęły pod znakiem kolejnych pomysłów. W maju były targi, więc roboty było sporo. Był wielki konkurs ze „Zwiadowcami” (tak, zeskanuję coś wreszcie i odeślę, co miałam odesłać), był projekt Maciej Orłoś & Henryk Sawka, było dużo do ogarnięcia. A im więcej jest do ogarnięcia, tym więcej jestem w stanie ogarnąć.

Teraz zaczynają się ogóry, a jak zaczną się ogóry, sama jestem jak ogórek. Kwaszony i skwaszony ;-)

Ostatnie pamiętne i interesujące nadzwyczaj wydarzenie miało miejsce poprzedniej niedzieli, kiedy to odbywały się w Krakowie targi książek dla dzieci. Jako iż książek dla dzieci nie posiadamy zbyt wiele, to nikt się nie wystawiał :) Aaaaaale... Wystawiał się Czas Dzieci, taki portal, patron medialny książki „Kuba i Mela”. I na evencie zorganizowanym przez tenże portal gościem był pan Maciej Orłoś. Event w Krakowie, ktoś z wydawnictwa by się przydał, wsiadłyśmy więc z A-szefową w pociąg i pojechałyśmy. 2,5 godziny w jedną stronę, niedziela, przytomne byłyśmy umiarkowanie, pochrapywałyśmy sobie w wagonie, zbrojne w bilety powrotne i przekonanie, że coś jest nie do końca halo... Było halo, było bardzo sympatycznie, bo i impreza zacna. Samo wydarzenie – godne zapamiętania: WIELKIE CHRUPANIE KSIĄŻEK. Łapiecie? Chrupanie. Dosłowne. Zarówno dzieci, jak i dorośli chrupali książki, tfu – chrupali WAFLE. Takie wielkie, tortowe. Wychrupywali z nich postaci książkowe, syfiąc niemożebnie dookoła i znakomicie się bawiąc. Tuszę, iż również Pan Orłoś bawił się znakomicie ;-) My byłyśmy nazbyt półprzytomne, by wychrupać cokolwiek – siedziałyśmy na stołkach niedaleko, otwierałyśmy oczy ze zdumienia i podziwiałyśmy kreatywność osób, które wydarzenie wymyśliły.

Jakiego bohatera wychrupalibyście z wafla? :>

Nie do końca halo była godzina na bilecie powrotnym. Po imprezie, miłej rozmowie z Panem Maciejem, dziewczynami z Czasu Dzieci i przedstawicielką magazynu GAGA uznałyśmy, że w sumie mogłybyśmy już wracać... Do pociągu 2,5 godziny. Można iść do Galerii, zjeść coś. No, można. Ale można również udać się na dworzec i spróbować upolować wcześniejszy pociąg. W tym się specjalizujemy – w łapaniu pociągów i powrotach w nieautoryzowanych godzinach ;-) Pociąg był, owszem, ale Pani w kasie powiedziała, że jest wypchany po dach, zero miejsc, miejscówek nie ma, możemy sobie na własną odpowiedzialność kupić u konduktora.
-         Nie zależy mi na wcześniejszym powrocie – powiedziała A-szefowa.
-         Mnie też niespecjalnie – potwierdziłam.
-         To sprawa się wyjaśniła, zostajemy.
I poszłyśmy na peron, łapać konduktora. Porażająca konsekwencja ;-) Pociąg zaiste był zapchany, ludzie siedzieli a korytarzach, w przejściach, ktoś nawet na klapie od kibla. A nam udało się upolować miejsca siedzące, takie regularne :> I nawet pójść do Warsa – pół godziny w jedną stronę ;-) Zdeptanych serdecznie przepraszam :D

No nic, trzeba zaplanować jesień, nie? :)

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Potargowa refleksja

Dostałam zdjęcia. Mogę ich użyć. Kabel od aparatu dalej jest... gdzieś?
D: Nie lubię się na zdjęciach. Jak będziesz wrzucać na bloga, no weź...
Ja: Spoko, zrobię cenzurę.

Et voila!
Nasze stoisko na Warszawskich Targach Książki :)


Order dla E-szefowej

Mogę sobie regularnie robić nieprzystojne jaja z koleżanek, kolegów oraz Rady Zarządu, ale tym razem postaram się zachować nieco powagi. Nie, nie z powodu ryzyka rychłej utraty pracy (choć nie wiem ile razy słyszałam pytania: kiedy ty dorośniesz?; a raz nawet: musisz wyglądać jak satanistka? - nie wyglądam!), ale dlatego, że okazja wymaga choć minimalnego przystopowania. Wyjaśniam: E-szefową nagrodzono orderem. I nie, nie robię sobie żartów. Fakt jest faktem.  

Ewa dostała Order Odrodzenia Polski, drugie najważniejsze cywilne odznaczenie. Odznaczenia nie są widzimisię prezydenta, skądś się biorą, prawda? Ewa zdecydowanie zasłużyła. Przyznaję.

Czasem na blogu lecę po bandzie. Piszę różne zabawne rzeczy, koncentruję się na absurdach codzienności, śmiesznostkach, wpadkach i innych takich, co to udowadniają, że jesteśmy ludźmi. Może nawet nieco bardziej pokręconymi od reszty. Tematy bardziej poważne omijam. Obraz E-szefowej, to obraz zabawny - zupełnie zasłużenie, bo E-szefowa ma fantastyczne poczucie humoru o ogromny dystans do siebie i świata. Ale nie samymi numerami człowiek żyje, prawda?

 W latach '80 E-szefowa była opozycjonistką, czyli należała do grupy ludzi walczących z systemem. Działała w podziemnym wydawnictwie Przedświt, które publikowało w drugim obiegu książki zakazane przez peerelowską cenzurę. Nie były to czasy zabawne, ja ledwie je pamiętam, dla was to zapewne kosmos. Działalność wydawnicza w latach '80 oznaczała spore ryzyko - groźba aresztowania i więzienia, nocne naloty, ryzyko utraty pracy, środków do życia... Trudno to sobie wyobrazić, prawda? To, że za wydanie książki, która nie spodoba się górze, można trafić do ciupy. Nie jestem nauczycielką historii i nie będę przynudzać, ale chciałam uświadomić tak wam, jak i sobie, że E-szefowa ma za sobą bogatą i godną podziwu przeszłość :) Więcej o tej przeszłości możecie przeczytać tutaj, we wspomnieniach Ewy . Żeby wam się w sposób wyłącznie jajcarski Jaguar nie kojarzył :)

Cóż więcej - serdeczne gratulacje! Zdjęć nie będzie. Mam zdjęcia Ewy, ale... Ale Ewa nie lubi zdjęć :)