Próba ognia

czwartek, 15 listopada 2012

Nowe idzie - plany na 2013



Dość na moment tego wałkowania blogów, ok? Bo zrobi nam się z tego bloga kolejny blog i blogach, blogerach i blogowaniu w ogóle, ze szczególnym uwzględnieniem blogowania o książkach, które przynosi rezultaty albo ich nie przynosi – jak kto uważa ;-)

Mamy listopad, połowę listopada. Chyba wypadałoby napisać o tym, co się pojawi w przyszłym roku. O tym, że będą „Partialsi” (którzy nie posiadają jeszcze polskiego tytułu) wszyscy już wiedzą, wszyscy wiedzą, że wreszcie wyjdzie „Blask” (nie mam pojęcia, z którą ostatecznie okładką, mam chyba dwanaście wersji), niektórzy czekają na kolejnych „Błękitnokrwistych” oraz „Wilczy pakt” (myślimy nad okładkami), ale to przecież nie wszystko…

Mamy taką książkę, a właściwie serię, o którą była niezła awantura. Szczegółów oszczędzę, szczegóły awantury nie są ważne. Bardzo nam zależało, bo pisarka dobra, płodna nad wyraz, oceniana wysoko i tak dalej. Idzie o Tamorę Pierce. Część z Was miała pewnie przyjemność zapoznać się z tymi jej książkami, które ukazały się w Polsce i pogłoski o jej talencie potwierdzą. No to żeśmy w końcu panią Pierce dorwały, dałyśmy dobremu tłumaczowi i… I teraz się zastanawiamy, jakże oryginalnie, jak to sprzedać. Bo, że można wypuścić i liczyć na cud, to wiadomo. Że cuda zdarzają się rzadko, też wiadomo. Tego, jak przekonać ludzi, że chcą przeczytać dobrą, inteligentną powieść fantasy – to już zagadnienie skomplikowane jak fizyka jądrowa. Kolega powiedział wczoraj – rzut kością. Coś w tym jest.

Problem byłby znacznie mniejszy, gdyby:

- tytuł książki nadawał się do prostego przełożenia, ale się nie nadaje;
- okładka książki byłaby cudowna i krzyczała, by rzecz nabyć, niestety, nie krzyczy;
- wszystkie media jak jeden mąż zechciały rzucić się na lekturę, nie rzucą się, nie urodziłam się wczoraj;
- książka była highlightem wielkiego zamorskiego wydawcy i non-stop wisiała na pierwszej stronie Amazona, nie wisi.

O, proszę, macie tu całą serię.


Seria: Beka Cooper. Legenda Tortallu. Tom pierwszy: Terier. 

Nie wiem, jak Wy, ale ja tego nie widzę. Niespecjalnie przeszkadza mi imię głównej bohaterki, choć Beka to beka, jak można byłoby powiedzieć. Zarówno beka taka z drewna, jak i przenośna. Bohaterki nie ochrzcimy inaczej. Beka to zresztą zdrobnienie od Rebakah. Wpisałam w Google, to obok w wyszukiwarce, w linkach sponsorowanych, pojawiło się słowo „rębaka”. Fajnie, poszerzyłam słownik. To cała radość pracy wydawcy, że niektóre zagraniczne pomysły sprawdzają się u nas, ekhem, średnio.

Okładki widzicie sami. Dysponujemy w biurze zarówno serią z paseczkami, jak i bez paseczków. Od początku twierdziłyśmy, że trzeba te okładki zmienić, bo dziwne, nieładne i w ogóle dość takie błeeeeeee. Zmienić, jasne! Na jakie? Nie wiemy. Śni nam się po nocach sukces „Gildii Magów” (IMO Beka jest lepsza, zarówno konstrukcyjnie, jak i literacko, ale to ja), który to sukces „GM” zawdzięczała ponoć również okładkom. Jasne, klarowne, wiadomo, o co chodzi. Na drugim tomie jest żaba, ale to zauważyło niewiele osób. Jak ktoś ma drugi tom w domu, niech zerknie okiem. Pod kapturem jest twarz i ta twarz to samo ZUO!

Okładki fantasy z reguły są do siebie podobne – baba, miecz, inna broń, smok, zamek, takie tam. Dawno temu jedno wydawnictwo próbowało pójść ambitniej, ale im się książki przestały sprzedawać. Teraz się mówi, wybaczcie, są cycki, jest like. No tak. Jest baba/chłop, miecz, topór – jest like. Jak nie ma, płacz i zgrzytanie zębów.

I co my mamy zrobić z Beką? Beka nie jest rycerką, jest szczenięciem w straży miejskiej. Późnym wieczorem wraz z przełożonymi patroluje miasto i łapie przestępców. Nie posługuje się magicznym toporem, nie nosi pancernego cyckonosza (ulubiony element rysowników fantasy) – biega po mieście w czarnej tunice, zbrojna w pałę z metalowym rdzeniem. Pies – porównanie z gliniarzem jak najbardziej na miejscu. Owszem – gołębie i kot na pierwszej oryginalnej okładce są uzasadnione. Gołębie noszą dusze zmarłych, a kot bohaterki jest dziwny (kocham tego kota, tak bajdełejem). Magia w książce również się pojawia, ale fajerkulki nie są na porządku dziennym. Wiecie, taka jesienna trochę, kryminalna, fantastyczna opowieść o mieście i jego mieszkańcach. O dziewczynie, która chce iść w ślady twardych stróżów porządku. Nazywają ją terierem, ale szczerze: jakoś tak dziwnie nazywać kolejne tomy od ras psów.

No więc mamy z Beką trochę problemów. Ja mam jeszcze jeden dodatkowy – im dłużej gapię się na oryginały, tym mniej mi przeszkadzają J Czekam na objawienie ;-)
 
Tak już zupełnie na marginesie, nie pamiętam, czy o tym pisałam, kiedyś wyszło z badań, że typowy czytelnik ma okładkę w głębokim poważaniu. Tylko treść się liczy. I tak badania focusowe udowodniły, że jesteśmy wszyscy mądrzy jak ta lala, intelektualni do szpiku kości i w ogóle nie dajemy się złapać na grafikę. Z drugiej strony J., mój nauczyciel grafy, oznajmił kiedyś, że mózg ludzki w ułamku sekundy stwierdza, czy coś mu się podoba, czy mu się nie podoba. Z okładkami jest jeszcze jedna sprawa – dają wyobrażenie o treści. Poznęcam się nad okładkami innym razem ;-

24 komentarze:

  1. Choć większość mówi, że okładki ważne nie są to jednak są, bo to one przyciągają wzrok na półkach księgarń, czy w reklamach, opis idzie później. Sama wiem po sobie, bo często tak wybierałam w bibliotece. W księgarni to nie przeszło, bo już wcześniej miałam swoją listę książek „Must have”. Co się dziwić, w końcu znaczna większość z nas jest wzrokowcami. ;)

    A co do okładek tej serii, nie zachwycają. Choć ta pierwsza ma nawet ciekawe kolory, to sama okładka do najlepszych nie należy (choć widziałam znacznie gorsze), ale wierzę, że wymyślicie coś ciekawego, bo jakoś na waszych okładkach się chyba jeszcze nie zawiodłam. ;)

    Sama książka może być ciekawa, więc pewnie będę śledziła jej losy, choć nie powiem, że bardziej mnie interesują losy wcześniej wymienionych książek Melissy de la Cruz, „Blasku” i „Partialsi”. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając opis bohaterki stwierdziłam, że pierwsza okładka pasuje jak ulał, choć fakt, że nie krzykliwa, to może będzie się wyróżniać wśród innych?
    Jeśli chodzi ogólnie o okładki, to ja może jestem dziwnym przypadkiem, ale często zdarzało mi się kupić książkę dla pięknej ilustracji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Faledor - mi też się tak zdarza :)
    Nie no pierwsza jeszcze ujdzie, ale kolejne to masakra, może bez tych paseczków byłoby lepiej... W ogóle to nie bardzo wiem, czy bym chciała tę serię przeczytać... Jakoś tak nie przyciąga mnie za bardzo, ale może to tylko jakieś mylne wrażenie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie często przyciągają do książek właśnie okładki. Inna sprawa, że już kilka razy się przez to wkopałam i pod super okładką kryła się średnia treść.

    Te oryginały z Beką po dłuższej chwili nie wydają się tak tragiczne, jak na pierwszy rzut oka ;) Chociaż myślę, że lepiej by wyglądały, gdyby nie były aż tak "zdjęciowe". Ale to już takie moje małe skrzywienie - nie lubię typowych zdjęć na okładkach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, ależ okładka to jeden z głównych czynników wpływających na zakup! Choć z drugiej strony dobre książki mogą mieć brzydkie okładki i wtedy są niedocenione. Tak czy inaczej Wasze okładki są w porządku. Cieszę się, że kombinujecie i szukacie rozwiązań - to znak, że naprawdę Wam zależy. Liczę na Wasz sukses i szczerze go Wam życzę :)

    Ja najbardziej czekam na Gone 6, ale wiadomo, gościu jeszcze jej nie skończył :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie nędzne te okładki... może by postawić na prostotę? Te wyglądają dosyć tanio, podobnie jak okładki wspomnianej ''Gildii magów'' lecz tamte są tak uroczo proste... skoro główna bohaterka wrażenia nie robi, ja postawiłbym na symbole: z kota i gołębia można ułożyć masę pięknych i przejmujących, zwracających uwagę okładek...

    Ja tam liczę na kolejny tom Żelaznego kodeksu choć tracę nadzieję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam nadzieję na następne części „Żelaznego kodeksu”. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze i fani tej książki będą mogli cieszyć się kolejnymi tomami. ;)

      Usuń
  7. Cóż ta seria na pewno przyciągnie takich moli książkowych jak ja, bo przeczytam opis i kilka recenzji, jednak większość będzie patrzyło na okładkę, która mimo, że nie jest najgorsza (ta bez pasków o niebo lepsza!), to i tak będą się wstrzymywali. Choć widać, że nawet jeśli okładki są ochydne to książki czasami zdobywają popularność, np. powieści Cassandry Clare, które po prostu odrzucają, mimo to moją dość dużą grupkę fanów. Mam nadzieję, że uda się wydać tą serię, bo naprawdę dobrze się zapowiada.;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tam na tę książkę czekam odkąd pierwszy raz o niej usłyszałam, gdyż spotkałam się z inną serią autorki (Krąg magii, który nawiasem mówiąc przeczytałam tylko dlatego, że druga część nazywała się "Księga Tris", a znajomi się śmiali, ze książka o mnie xd).

    tak czytam, czytam i szczerze mówiąc najbardziej zainteresował mnie kot xd uwielbiam dziwne zwierzaki w powieściach i zwracam na nie szczególną uwagę xd i strasznie mnie interesuje czemu został obdarzony takim pięknym uczuciem xd

    Dalej, okładki. No tak coś mi te badania nie pasują, bo na co patrzy czytelnik w księgarni? No ba, ze na okładki i dopiero jak jakaś wpadnie w oko to patrzy na treść, ogląda z każdej strony i może czyta fragment (jak to ja robię xd), niekiedy też przyciąga autor czy tytuł, ale okładka najszybciej xd

    A okładki tej serii jakoś średnio mi podchodzą, ta pierwsza jeszcze, ale te z paskami ani trochę. Ta bez jest zwykła, ani nie odrzuca, ani nie przyciąga wzroku :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Okładka chyba jednak ma znaczenie. Często to ona pierwsza zwraca moją uwagę na książkę. Później jest czytanie tego co jest na obrocie, a później pierwszy lepszy fragment. Ale treść .. treść też się liczy..jest chyba najważniejsza.. tak samo jak pierwsze zdanie.

    Co do okładek serii. Nie rozumiem dlaczego dwie kolejne nie są utrzymane w klimacie pierwszej, która jest całkiem całkiem.. może troszkę zwyczajna, ale dałaby radę w tłumie innych okładek.

    Warto wierzyć, że czytelnik zwróci uwagę tylko na treść, ale po co się oszukiwać? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiadomo, że okładki są ważne, ale chyba nie najważniejsze... Ja raczej kieruję się opiniami i innych i opisem z tyłu książki, gdy kupuję (no, chyba, że idę z listą "must have!") znacznie bardziej niż okładką. Szczególnie, że często dobre pozycje mają średnie okładki i na odwrót...

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszyscy mówimy "nie ocenia się po okładce", kiedy bronimy ukochanej książki, ale prawda jest taka, że okładka jest ważna, bo często spotykam się z opiniami:nie przeczytam, bo okładka brzydka. Ale my czytelnicy, mole książkowe nie oceniamy... Bzdura. Staram się, ale jak patrzę na półki w księgarniach, to sięgam po książkę, która mi się rzuci w oczy. ;) Taki sekret.
    Beka... Belka nie będzie samotna. :3 Mnie osobiście te okładki by nie zainteresowały. ;) Ale życzę natchnienia!
    *nieśmiało* I dajcie jaką ładniejszą okładkę do "Blasku", jak jest tyle opcji! ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie ma co się okłamywać. Wszyscy patrzą na okładki, choć mnie inspiruje również ciekawy tytuł. Tutaj jest mały problem zarówno z jednym, jak i z drugim. Rasy psów raczej nie skłoniłyby mnie do wzięcia tej książki w ręce. Choć Twój opis udowadnia, że należy do książek, które zdecydowanie przypadłyby mi do gustu. Informuj na bieżąco, co się uda zdziałać :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja czekam na tę serię odkąd przeczytałam opis pierwszego tomu w zapowiedziach Wydawnictwa.
    Przyznaję, często sięgam po książki, których okładka mnie zaintryguje, ale pod wieloma pięknymi okładkami czasem kryje się niewiele...

    Podpiszę się pod Ailis - najbardziej przyciąga mnie zwykle tytuł. W przypadku serii o Bece ( rzeczywiście, imię ciekawe :) tytuły z rasami psów mi się spodobały :D
    Mam nadzieję, że uda się wydać tę serię! Życzę wspaniałych pomysłów!

    OdpowiedzUsuń
  14. Powiem tak - człowiek jest wzrokowcem i ZAWSZE będzie oceniał po okładce. Nawet jeśli nie chce i nawet jeśli o tym nie wie, to i tak ocenia. Więc przede wszystkim - intrygująca okładka to podstawa. Od razu bym odrzuciła opcję, że musi odzwierciedlać treść. Ja rozumiem, że książka sama w sobie fajna, ale jak wiesz nie tylko tym kierują się ludzie ;). Ja bym wygrzebała jakiś fajny element w książce i TRACH! - na okładkę! Polecam spojrzeć na Magiczną gondolę - bohaterka okładki zakłada maskę, która:
    a) w ogóle nie wygląda jak ta z książki
    b) o której w samej powieści było tyle, co kot napłakał.
    A proszę - jak się książka ładnie sprzedaje! Taką rolę odgrywają też zawsze napisy na cyklu o Bezdusznej. Zawsze wspominają tam o ciekawych szczegółach, które na dobrą sprawę mają niewiele wspólnego z opowieścią samą w sobie. Ja widzę te okładki Beki w dwóch wersjach:
    1. zostajemy jednak przy tym, że odzwierciedla książkę. Musi być mroczno i ciemno, ale jednocześnie w miarę miękko - takie skrzyżowanie okładek do Dzieci cieni Haddix i Mroku Curley. Przykładowa scena - Noc, Beka siedzi pod murem jakiegoś budynku. Do tego kot (koniecznie!) i te gołębie. Koniecznie rysowane. Do tego wyrazisty napis, taki walący po oczach, ale żeby jednak współgrał z resztą okładki.
    2. Jasna okładka. Na okładce takie jakieś fajne szczegóły wyciągnięte z książki - kot Beki, jej 'laska', no nie wiem - książki jeszcze nie czytałam, to nie wiem, co można z niej wygrzebać.
    Chodzi mi po głowie jeszcze trzecia, ale muszę poczekać, aż się 'skrystalizuje', bo póki co sama jeszcze nie wiem, jak niby miałaby ona wyglądać :).

    Na samą Bekę czekam zniecierpliwością, bo od pierwszej (btw. chyba nieoficjalnej) zapowiedzi jestem nią uraczona i nie mogę się doczekać, aż wpadnie w moje ręce :3

    OdpowiedzUsuń
  15. Rzeczywiście nazbierało się parę niezręcznych problemów. Podobnie jak pozostali uważam, że okładki są jednak bardzo ważne. Od nich się chyba wszystko zaczyna, bo na początku nikt jeszcze nie wie, czy książka jest dobra, czy nie. Dlatego ocenia się okładkę i na jej podstawie plus krótkiego opisu człowiek musi stwierdzić, czy zabrać się za tytuł czy nie... Najważniejsze, żeby odzwierciedlała powieść.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wpisy na tym blogu zawsze wprawiają mnie w osłupienie i przysparzają wielką zagwozdkę. Nie inaczej jest i tym razem.
    Jeśli chodzi o okładki, to sondaże sondażami i wychodzenie na geniuszy również ale... ja myślę że okładka sprzedaje 50% książek. Przynajmniej. Sama wiem po sobie, choć może nie powinnam się przyznawać bo zaraz mnie ktoś zlinczuje, to ostatnio jedna z ulubionych czynności blogerów książkowych, ale sama mam tendencje do sięgania po ładne książki. Jasne że często czytam książki których okładki mi się nie podobały. I często okazuje się, że są genialne. Ale taki towar często kupuje się oczami. Nie oszukujmy się. Człowiek reaguje na impulsy podprogowe. Ktoś podświadomie skłania się ku jakimś barwom, ktoś inny ku konkretnym kształtom.. i decyduje. Bloger książkowy czyta to co mu się spodoba po opicie, czytelnicy blogów kupują to, o czym dobrze się pisze. Ludzie którzy bywają w księgarni raz w roku kupują ładne książki. I tyle. A te... no faktycznie fenomenalne nie są. Nie dziwię się, że macie zagwozdkę.
    Kurczę chyba plotę trochę bezsensu i składu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z sensem, z sensem. Tylko badania cytuję ;-) Okładka pokazuje czytelnikowi, co jest w środku, nie? Jak coś ma bohomaza, wróżkę, skrzydełka i inne, to ja odpadam. A potem się okazuje, że to jest krwawe urban fantasy... ;-)

      Usuń
  17. Szczerze mówiąc to mi jakoś okładka pierwszego tomu, nie przeszkadza za specjalna. Choć trzeba przyznać, że oka raczej nie przyciąga. A niestety, mimo wyników badań ;P, każdy potencjalny czytelnik najpierw zwraca uwagę na okładkę, potem na skrócony opis, a na treść do już dopiero na sam koniec (w momencie czytania) :).

    Tekst jak zawsze świetny! Można się pośmiać, ale i zmusza jednocześnie do poważniejszych przemyśleń :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Niestety tak jest , że zawsze najpierw zwracamy uwagę na okładkę książki. Nie wiem skąd właściwie wzięło się przekonanie , że jeśli oprawa jest ładna to i treść musi być świetna , a jak brzydka okładka to i wnętrze nieciekawe.
    Owszem często się zdarza , że jakaś książka jest naprawdę dobra i ma prześliczną oprawę , ale jednak nie zawsze... Często właśnie książki z brzydkimi , niewyróżniajacymi się okładkami , to prawdziwe perełki.
    Trzymam kciuki za Bekę!Mam nadzieję, że książki o jej przygodach , znajdą czytelników , bo seria ta zapowiada się bardzo ciekawie ( ja na pewno przeczytam ).
    P.S. Może i te oryginalne okładki nie są jakieś piękne i ujmujące , ale widziało się gorsze... xD

    OdpowiedzUsuń
  19. Hmmm... o dziwo nie trudno dziś o czytelników wymagających czegoś od fantasy. Mogłoby to coś być też i dla doroślejszej części. Mnie osobiście nie przekonuje, okładki tym bardziej. Nie mniej, Jaguar od zawsze zaskakuje mnie wyborami- i to bardzo pozytywnie, więc wierzę, że i ta psia bohaterka jakoś się wybroni. Jest to trochę ryzykowne posunięcie, ale być może się opłaci. Okładki oddają duszę i to jest super!

    Co do Blasku to oczywiście czeeeekaaaammm. Mnie się podobała ta wersja z różowawym napisem, ale to znowuż zbyt babskie. Dlatego ta co jest teraz całkiem mi odpowiada! :D

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od fantastyki wymagam na tyle, że jadę niemiłosiernie po kolejnych książkach, które dostanę do łapy ;-) Akurat Beka jest dobra, po prostu jako powieść. Ani infantylna, ani głupia, intryga trzyma się kupy, pomysł na magię bardzo oryginalny (mój Mistrz Gry się ucieszył, jak mu opowiedziałam), a bohaterka nie próbuje ratować świata przed czarnomagiczną/demoniczną zagładą :)

      Usuń
  20. O samej serii jako takiej nie słyszałam, za to Tamorę Pierce uważam za całkiem niezłą autorkę. Druga i trzecia okładka rzeczywiście przywodzą na myśl tą serię tanich, zminiaturyzowanych książek. ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie obchodzi mnie, jak będzie wyglądać okładka, mam tylko nadzieję, że seria się sprzeda, abym mogła przeczytać wszystkie części w języku polskim :) Bardzo lubię "Krąg Magii" i zła jestem, że na ostatni tom pierwszej serii muszę tak długo czekać :/ Nie zdziwię się, jeśli Initium nie wyda drugiej serii, przez co znów będę musiała zaopatrzyć się w oryginały, które nie będą pasować do poprzednich tomów :(
    Wiem, że okładki są ważne, bo jeśli nie ma się pojęcia o tytule, to zostaje zmysł wzroku, który przejmuje nad nami władzę podczas wyboru powieści, dlatego współczuję projektowania czegoś, co przyciągnie niczego nie spodziewających się czytelników ;)
    Oczywiście, zaopatrzę się w przygody panny Cooper, bo spodobał mi się styl Pani Pierce i mam nadzieję, że jej kolejna seria będzie tak fajna, jak przygody dzieciaków z Wietrznego Kręgu :)

    OdpowiedzUsuń