Próba ognia

piątek, 20 marca 2015

Bohaterowie bardziej pokręceni (czyli o Serii Pastelowej i nie tylko)



Wpis planowany i planowany, ale, jak pisałam wcześniej, mocno mnie skosiło, w związku z czym reaguję z opóźnieniem. Może to zresztą i dobrze, bo w międzyczasie zdążyłam zapoznać się z kilkoma recenzjami wydanej już jakiś czas temu powieści "Ostatni pociąg do Babylon". Zrobiłam to z ciekawości, bo książka Fam jest dość specyficzna i spodziewałam się, że zdania na jej temat będą podzielone. Zdradzę Wam, że nie ma chyba Jaguarowej książki, której recenzji nie sprawdziłabym na Amazonie albo innym portalu. Z zacięciem godnym lepszej sprawy czytam wszystkie jedno- i dwugwiazdkowe opinie, żeby, jeszcze przed lekturą tłumaczenia (albo oryginału) wyłowić ewentualne problemy. Czasem pukam się w głowę, czasem nią kiwam. Z "Ostatnim pociągiem" zrobiłam tak samo, teraz poprawiłam polskimi recenzjami.

Abstrahując na momencik od książki Fam, lubicie Serię Pastelową Jaguara? Ja generalnie lubię :) Zwłaszcza "Tak blisko" i "Morze Spokoju", choć uważam wszystkie wydane w niej książki za wartościowe i interesujące lektury. A zauważyliście, jak bardzo pokręcona jest ta seria? Pokręcona nie w sensie jakiejś szalonej, niecodziennej fabuły. Życiowo pokręcona. Jej bohaterowie są pokręceni. A jeśli nie są pokręceni, to właśnie stało się coś, co ich z dotychczasowej ścieżki brutalnie zawraca.

Nastia z "Morza Spokoju" przeżyła traumę, nie mówi i ukrywa się za bardzo przekonującą maską. Josh stracił całą rodzinę i został sam jak palec. Jacquelina z "Tak blisko" rozstała się z facetem i nieomal padła ofiarą gwałciciela. Luke ma równie poważne problemy. Taylor z "Lata drugiej szansy" nie chce wracać do przeszłości, ale jej teraźniejszość niebawem bezpowrotnie się skończy. Amy z "Aż po horyzont" boryka się z gigantycznym poczuciem winy. Aubrey z "Ostatniego pociągu" wykazuje zachowania autoagresywne, zastanawia się nad samobójstwem i łyka Xanax jak cukierki.




"Morze Spokoju" i książki Webber są nie tylko poruszającymi opowieściami o ludziach, którzy radzą sobie (bądź sobie nie radzą) z traumą, ale również wzruszającymi romansidłami. Książki Matson dają nadzieję. A co z "Ostatnim pociągiem"? "Ostatni pociąg" zostawia czytelnika bez odpowiedzi i z wrażeniem, że poczułby się lepiej, gdyby Aubrey oświadczyła, że już jej przeszło i w ogóle nie ma o czym gadać. Z głupia frant przypomina mi się awantura o interpretację Gombrowiczowskiego „Dziś na obiad była potrawka z kury”. Diabli wiedzą, co zrobić z potrawką. I diabli wiedzą, co zrobić z Aubrey.

Nie będę Was przekonywać, że powinniście natychmiast popędzić do księgarń i zaopatrzyć się w powieść Fam. Nie będę Wam również tego odradzać. Wiadomo, przeczytacie te recenzje, które już są i sami zdecydujecie ;-) W "Ostatnim pociągu" zaciekawiło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze: trauma, która stała się udziałem bohaterki, była cicha jak cmentarz o trzeciej nad ranem. Nie było zapowiedzi, fanfar, oczywistości, tylko pomyłki, żal i wątpliwość, czy w ogóle można patrzeć na siebie w kategorii ofiary. Po drugie: bohaterowie, których trudno polubić, bo nie są ani szczerzy, ani mili, ani specjalnie altruistyczni. 
Nawiasem mówiąc, nie są też w sposób przemyślni źli czy okrutni. Po trzecie: spodobało mi się zakończenie, które niektórych zdaje się wprowadzać w stan lekkiego dyskomfortu ;-)

Ujmę to tak - dla mnie "Ostatni pociąg" to książka o tym, jak bardzo pozornie niewinne wydarzenia mogą wpłynąć na ludzką psychikę. O tym, że nie należy wmawiać sobie, że coś się nie wydarzyło, nie miało miejsca, nie miało znaczenia. O tym, że ból jest sprawą osobniczą, subiektywną i że każdy z nas odczuwa go inaczej. I, wbrew pozorom, również o tym, że warto szukać pomocy, bo nie ze wszystkim człowiek jest w stanie sam sobie poradzić.

Jeśli wyszedł mi wpis smętno-psychologizujący, to najmocniej przepraszam, poprawię się w przyszłości i będę jako ten skowronek. Zresztą na później przewidziano mnóstwo smakowitych kąsków (serio, również dla psów) znacznie weselszych niż losy biednej Aubrey ;-)

Swoją drogą, trochę zastanawia mnie fenomen tragiczno-dołujących lektur, których mierzą się nie tylko ze swoją zwichrowaną (wskutek przeżyć) psychiką, ale również z problemami zdrowotnymi innej natury. Z rakiem na przykład. Albo jakimś nieuleczalnym zespołem. Może ktoś mi to zjawisko naświetli...

Choć jedną koncepcję mam. Za wysyp rozmaicie zaburzonych, schorowanych i cierpiących odpowiada jakieś zakamuflowane towarzystwo terapeutyczne, które zaciera ręce na myśl o tym, że namiętni czytelnicy smutnych obyczajówek są ich potencjalnymi klientami ;-) Serio, co książka, to terapia ;-)

PS. Dziś było zaćmienie słońca. Na FB przewala się nie tylko masa zdjęć, ale również wyznania osób, które odkurzyły swoje stare zdjęcia RTG (wiem, że oglądanie zaćmienia przez zdjęcie RTG nie jest bezpieczne). To coś jak klub bywszych połamańców :) Ja mam RTG kostki (zerwałam torebkę stawową, jak niosłam do domu kota; kot nie był zachwycony) i rezonans mózgu (jedyny dowód na to, że mózg posiadam). A Wy jaką krzywdę sobie zrobiliście?

7 komentarzy:

  1. ja zwykle super wpis. Czemu nie ma ich więcej? :) Ja po Pociąg... zdecydowałam się nie sięgać, choć całą w zasadzie serię Pastelową zaliczyłam. Jakoś przytłaczał mnie sam opis tej książki i chyba nie jest czas, bym po tego typu lektury sięgała :( Ale może kiedyś? Zobaczymy...

    Jeśli chodzi o zaćmienie, to ja oglądałam je przez... folijkę w dyskietkach (tak, jestem jeszcze z ery dyskietek, na szczęście w pracy miałyśmy z koleżankami kilka zapomnianych :)) i przez specjalne szkiełka, przyniesione przez niezastąpionego pana Andrzeja. Widziałam więc zaćmione słońce w czerwieni, zieleni i odcieniach granatu. Było wspaniałe. Na fotki RTG nie wpadłam, jakieś zaćmienie chyba :) Posiadam RTG moich zatok (które jakiś czas temu postanowił mi chirurg wypruć z torbieli), kilka fotek skręconych kostek no i oczywiście standardowe fotki płuc wykonanych w ramach badań okresowych (czort wie po co to człowiekowi pracującemu przy komputerze?) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że nie mam w domu dyskietek? ;-) Kurczę, ja też miałam RTG płuc, ale u mnie podejrzewali gruźlicę :D A potem zapalenia. Na badaniach okresowych nikt mi nigdy nie kazał niczego prześwietlać ;-)

      Wpisów będzie, mam nadzieję, więcej, ale początek tego roku nie był dla mnie łaskawy ;-) Oby część dalsza okazała trochę miłosierdzia. "Pociąg" jest ciężki, nie ma co ukrywać. Pewnie również dlatego, że nie ma wątku romansowego, który by go osładzał.

      Usuń
    2. No powiem ci, dobry romans nie jest zły :)

      Czekam na kolejne blogowe :)

      Usuń
  2. Ja oglądałam zaćmienie przez pudełko po tictacach. Tak, wiem, jak to brzmi. Sama nie wpadłabym na tak dziwaczny pomysł, ale mój luby - owszem.

    Literatura o traumie jakoś mnie przeraża, zawsze mi się wydaje, że to takie tanie, operować bólem w ramach sensacji; ale tym "Ostatnim pociągiem" mnie zainteresowałaś, lubię irytujące, niejednoznaczne zakończenia. Aż sobie chyba wygooglam coś więcej o nim ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie zawsze tylko szukanie sensacji. Przyznam, że najczęściej omijam psychologiczne dramaty, bo po co mam sobie psuć humor ;-) Czasem mnie najdzie na co bardziej smętne kawałki, a potem, w ramach odreagowania, rzucam się na medyczne thrillery,

      Usuń
  3. Cóż powiedzieć, zaćmienie przeżyłem w pracy bez okienka na świat... więc następne może za trzynaście lat będzie mi pisane..:) Seria Pastelowa trafia w gust dorosłego mężczyzny, co miłe i co cieszy... już sobie uświadomiłem, że jeszcze chyba nie padło ostatnie słowo w 'Ostatnim pociągu...', coś chyba jeszcze dopiszę do tego tekstu:)

    'Lata drugiej szansy' wciąż nie znam, wciąż czeka na swoją dobrą chwilę, a ja czekam na Patronat w Serii Pastelowej? Chętnie się bliżej czemuś przyjrzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po drodze jest jeszcze zaćmienie księżyca ;-)

      O, mnie również cieszy to, że trafia :) A co do patronatów, wiadomo, Piękna tym dyryguje ;-)

      Usuń