Mniej więcej w czerwcu zaczyna się ten okres czasu, kiedy
czuję się pracownikiem niekreatywnym, pracownikiem osieroconym i pracownikiem
nieszczęśliwym. Dlaczego? A dlatego, że po półroczu pomykania od jednego
projektu do drugiego nadchodzi ten moment, kiedy rączy galop mogę zamienić na
świński trucht, kiedy Empik przestaje śnić mi się po nocach i kiedy mogę oddać
się w spokoju ducha kanałowemu leczeniu zęba. Krótko mówiąc – wakacje są
sezonem ogórkowym, wydaje się mniej, zbiera siły na jesień i przegląda te
wszystkie książki, których wcześniej nie miało się czasu przejrzeć. Brzmi
fantastycznie i pewnie jest fantastyczne dla ludzi normalnych, ludzi, którzy
pracują od dziewiątej do siedemnastej z przerwami na kawę albo
(niepedagogiczne) papierosa. Jesień zeszłego roku i wczesna wiosna tegoż
upłynęły pod znakiem kolejnych pomysłów. W maju były targi, więc roboty było
sporo. Był wielki konkurs ze „Zwiadowcami” (tak, zeskanuję coś wreszcie i
odeślę, co miałam odesłać), był projekt Maciej Orłoś & Henryk Sawka, było
dużo do ogarnięcia. A im więcej jest do ogarnięcia, tym więcej jestem w stanie
ogarnąć.
Teraz zaczynają się ogóry, a jak zaczną się ogóry, sama
jestem jak ogórek. Kwaszony i skwaszony ;-)
Ostatnie pamiętne i interesujące nadzwyczaj wydarzenie miało
miejsce poprzedniej niedzieli, kiedy to odbywały się w Krakowie targi książek
dla dzieci. Jako iż książek dla dzieci nie posiadamy zbyt wiele, to nikt się
nie wystawiał :) Aaaaaale... Wystawiał się Czas Dzieci, taki portal, patron
medialny książki „Kuba i Mela”. I na evencie zorganizowanym przez tenże portal
gościem był pan Maciej Orłoś. Event w Krakowie, ktoś z wydawnictwa by się
przydał, wsiadłyśmy więc z A-szefową w pociąg i pojechałyśmy. 2,5 godziny w
jedną stronę, niedziela, przytomne byłyśmy umiarkowanie, pochrapywałyśmy sobie
w wagonie, zbrojne w bilety powrotne i przekonanie, że coś jest nie do końca
halo... Było halo, było bardzo sympatycznie, bo i impreza zacna. Samo
wydarzenie – godne zapamiętania: WIELKIE CHRUPANIE KSIĄŻEK. Łapiecie?
Chrupanie. Dosłowne. Zarówno dzieci, jak i dorośli chrupali książki, tfu –
chrupali WAFLE. Takie wielkie, tortowe. Wychrupywali z nich postaci książkowe,
syfiąc niemożebnie dookoła i znakomicie się bawiąc. Tuszę, iż również Pan Orłoś
bawił się znakomicie ;-) My byłyśmy nazbyt półprzytomne, by wychrupać cokolwiek
– siedziałyśmy na stołkach niedaleko, otwierałyśmy oczy ze zdumienia i
podziwiałyśmy kreatywność osób, które wydarzenie wymyśliły.
Jakiego bohatera wychrupalibyście z wafla? :>
Nie do końca halo była godzina na bilecie powrotnym. Po
imprezie, miłej rozmowie z Panem Maciejem, dziewczynami z Czasu Dzieci i
przedstawicielką magazynu GAGA uznałyśmy, że w sumie mogłybyśmy już wracać...
Do pociągu 2,5 godziny. Można iść do Galerii, zjeść coś. No, można. Ale można
również udać się na dworzec i spróbować upolować wcześniejszy pociąg. W tym się
specjalizujemy – w łapaniu pociągów i powrotach w nieautoryzowanych godzinach
;-) Pociąg był, owszem, ale Pani w kasie powiedziała, że jest wypchany po dach,
zero miejsc, miejscówek nie ma, możemy sobie na własną odpowiedzialność kupić u
konduktora.
-
Nie zależy mi na wcześniejszym powrocie – powiedziała A-szefowa.
-
Mnie też niespecjalnie – potwierdziłam.
-
To sprawa się wyjaśniła, zostajemy.
I poszłyśmy na peron, łapać konduktora. Porażająca
konsekwencja ;-) Pociąg zaiste był zapchany, ludzie siedzieli a korytarzach, w
przejściach, ktoś nawet na klapie od kibla. A nam udało się upolować miejsca
siedzące, takie regularne :> I nawet pójść do Warsa – pół godziny w jedną
stronę ;-) Zdeptanych serdecznie przepraszam :D
Ciekawa wycieczka... Ahh, te pociągi... Wiem coś o tym ;P Trzeba niestety czymś do szkoły dojeżdżać ;)
OdpowiedzUsuńA z wafla nie wiem, kogo bym wychrupała... Nie mam najmniejszego pojęcia :D
Ja najpewniej z wafla bym wychrupała jakąś bezkształtną istotę, bo ja niestety zmysłu artystycznego nie mam.
OdpowiedzUsuńAz pociągami to zawsze niestety jest cyrk. A przynajmniej u mnie. Wczoraj na Śródmieściu w pociągu do Skierniewic nie otworzyły się tylko te drzwi do których ja podbiegłam. I niestety musiałam stać z wiekgaśną, wypchana walizką :D.
Z wafla pewnie nic bym nie wychrupała, ponieważ ciągle widząc niedoskonałości tworzonej postaci, podgryzałabym ją stale, i w efekcie zjadła cały wafel ;D
OdpowiedzUsuńAh te pociągi... Ja do Krakowa mam trochę ponad 6h jazdy... Yhym. Fajnie się jeździ na egzaminy. Po prostu super. Na szczęście, te już mam za sobą w tej sesji ;) Ale tak zapchany pociąg, to miałam tylko raz, jakoś po sylwestrze. Pół drogi stałam w przejściu, po 3 nad ranem. Nigdy więcej!